15 sierpnia 2024

Andrzej Pilipiuk: ludzie u władzy, którzy często nie noszą nawet nazwisk swoich dziadków, pamięć o Bitwie Warszawskiej postrzegają jako zagrożenie

(fot. Fabryka Słów)

Pomnik to swego rodzaju szpilka wbita w mapę sztabową. Oznacza zdobyty teren. Oznacza teren, który jest NASZ. Pomnik to także swego rodzaju streszczenie podręcznika lub monografii historycznej. Skrót myślowy – wywołujący natychmiastowe skojarzenia. Nazwiska oraz daty odlane w brązie i wykute w kamieniu utrwalają fakty, budzą zainteresowanie a czasem prowokują do sprawdzenia kim byli przedstawieni ludzie. Pomnik ustawia hierarchię. Na cokołach stawia się bohaterów. O nie-bohaterach się zapomina, a gdyby przez jaki splot wypadków zostali wywyższeni to się ich z cokołów strąca.  

W Polsce mogłoby powstać sporo pomników, które jednak nie powstają, bo różnym ludziom są nie na rękę. O pomniku Bitwy Warszawskiej myślano już w II RP. Myślano, ale nic z tego nie wynikło. Nie zbudowano też Świątyni Opatrzności Bożej. Kraj borykał się z poważnym kryzysem ekonomicznym, ale przede wszystkim zabrakło chyba woli politycznej. Przygotowywano jedynie pomnik księdza Ignacego Skorupki. Stanąć miał na cokole z czerwonego trawertynu. Przygotowania przerwała wojna. Szatański chichot historii sprawił, że ocalały cokół wykorzystano po wojnie pod pomnik polsko sowieckiego braterstwa broni.

Choć hitlerowcy bardzo nie lubili się z bolszewikami nas nienawidzili jeszcze bardziej. Podczas niemieckiej okupacji uhonorowanie bohaterów tej bitwy siłą rzeczy było niemożliwe.

Wesprzyj nas już teraz!

Także po wojnie plan upamiętnienia Bitwy Warszawskiej nie miał żadnych szans realizacji. Wprawdzie we współpracy z historykami i archiwistami ZSRR wydawano wiele naprawdę wartościowych publikacji – np. zbiory dokumentów dotyczących powstania styczniowego, ale wszystko co pokazywało polski opór przeciw bolszewikom było tematem tabu.

Bankructwo systemu i zmiany wolnorynkowe nie przyniosły dużej zmiany. Wszyscy, którzy liczyli na mentalną kontynuację sanacji i powrót do wzorców II RP srodze się przeliczyli. Co gorsza nie było twardych rozliczeń zbrodni PZPR, MO i SB. Nieliczne procesy funkcjonariuszy UB zaowocowały symbolicznymi wyrokami. Nie było też próby radykalnego odcięcia się od samych korzeni bolszewizmu. W latach 90-ych na Uniwersytecie Warszawskim działało całkowicie legalnie i pod opieką dydaktyczną… kółko młodych marksistów. W zasadzie zaraz po upadku komuny rozpoczął się proces mitologizacji i nostalgizacji okresu PRL-u. W szkołach i liceach zamiast odbudowy patriotyzmu mieliśmy pedagogikę wstydu. Zamiast informować o rotmistrzu Pileckim i jego misji, łajano nas za domniemane zbrodnie popełnione na żydach. Skutki całych dekad zaniedbań edukacyjnych obserwujemy dziś za oknem.

Projekty budowy pomnika Bitwy Warszawskiej pojawiały się i szybko odchodziły w organizacyjny niebyt. Stosowano różne chwyty. Czasem sprowadzano rzecz do absurdu lansując koncepcje idiotycznych, lub gargantuicznych konstrukcji, częściej sprawy po prostu umierały otoczone martwą medialną ciszą.

Trzeba powiedzieć sobie twardo. Tak długo jak rządzą ludzie o krótkich genealogiach pomysły tego typu będą szybko i brutalnie ucinane lub odkładane na wieczne nigdy. Ludzie, którzy często nie noszą nawet nazwisk swoich dziadków historię i wartości patriotyczne postrzegają jako zagrożenie. W Polsce nie istnieje i nigdy nie powstanie coś takiego jak lewica niepodległościowa. Żaden rząd zawierający komponent partii postkomunistycznych nie zrealizuje tego zamierzenia.

Niestety dla pełnego obrazu trzeba dodać że ciągu ostatnich 35 lat dwukrotnie u władzy znajdował się szeroko pojęty obóz patriotyczny pod przywództwem Prawa i Sprawiedliwości. Łącznie rządzili niemal przez 30 proc. tego okresu. Niestety PiS przespał sprawę pomnika. I co gorsza nie była to jedyna zawalona przez ten rząd sprawa. 

Stosunek obecnych władz do Rosji ukazał nam dobitnie serial dokumentalny „Reset”. Za to co wówczas wyprawiano nikt nie poniósł nawet symbolicznych konsekwencji. Rządząca koalicja nie znalazła w swym gronie nawet przysłowiowych kozłów ofiarnych. Musimy zatem założyć, że ten reset uległ tylko chwilowemu zamrożeniu i gdy tylko „kwestia ukraińska” zostanie w jakiś sposób rozwiązana zarówno Unia Europejska, jak i polskie władze wrócą do robienia interesów z reżimem Putina. W tej sytuacji pomnik byłby niepotrzebną zadrą psującą nowe rozdanie. Ergo: dopóki rządzi ekipa Tuska nie ma co liczyć na państwowe upamiętnienie naszych przodków.

Patrzę na naszą kaleką Ojczyznę. W ciągu ostatnich trzech dekad przegapiono wiele wydarzeń wartych upamiętnienia i wiele okrągłych rocznic. Nie mamy pomnika Bitwy Warszawskiej. Nie usypano planowanego Kopca Jana Pawła II w Krakowie. Nie powstał planowany pomnik Danuty Siedzikówny „Inki”. Za każdym razem, gdy coś udało się zrobić, skromniutki sukces okupiony był upokarzającą i zniechęcającą szarpaniną z władzami i urzędnikami. Wojciech Siódmak przez wiele lat zabiegał by w jego rodzinnym Wieluniu powstał pomnik „Wieczna Miłość” – oddający hołd ofiarom barbarzyńskiego hitlerowskiego nalotu. Rotmistrzowi Pileckiemu po latach starań pomnik wystawiono – w dziwnym miejscu i mocno paskudny.  Wiele lat minęło nim upamiętniono rzeź wołyńską. I w tym przypadku wzniesiony monument jest wizualnie odpychający.

Jest jednak malutkie światełko nadziei. Niedawno doczekaliśmy się odsłonięcia pomnika jazdy polskiej oddającego hołd uczestnikom bitwy pod Komarowem. Monument jest zarazem okazały i artystycznie wysmakowany. Może i Bitwa Warszawska kiedyś się doczeka?

 

Andrzej Pilipiuk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(27)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie