Decyzja Stolicy Apostolskiej w sprawie fenomenu Medziugoria jest z mojej perspektywy rozczarowująca. W związku z wielkim rozpowszechnieniem kultu tych rzekomych objawień w gruncie rzeczy nie dało się sprawy po prostu „zamknąć”. Watykan mógł jednak pozwolić na pielgrzymki, jednocześnie wyraźnie odżegnując się od rzekomych orędzi. Zamiast tego zdystansowano się, owszem, ale jedynie od „widzących”.
Na decyzję w sprawie Medziugoria czekano ponad 40 lat. Odkąd „Gospa” ukazała się tam w roku 1981, Watykan wielokrotnie przymierzał się do wydania jakiejś oceny: fenomen badano, powoływano komisje, debatowano… bez żadnych konkluzji. Doprowadziło to do sytuacji, w której Medziugorie wyrobiło sobie bezprecedensową pozycję: od wielu już lat pielgrzymują tam setki tysięcy wiernych i wielu ludzi ściśle wiąże swoją codzienną pobożność z tym, czego tam doświadczyło.
Było zatem całkowicie oczywiste, że nigdy nie zapadnie decyzja całkowicie negatywna, na przykład taka, jak w sprawie Trevignano Romano: tamte „objawienia” Watykan uznał za jednoznacznie fałszywe i zakazał ich kultu. W Medjugorie sprawy zaszły już zbyt daleko, a po prawdzie – kontrowersje związane z całym fenomenem nigdy nie były aż tak wielkie jak te z Trevignano Romano.
Wesprzyj nas już teraz!
Konferencja prasowa w sprawie Medziugoria odbyła się 19 września. Decyzję wydał sam kardynał Victor Manuel Fernández, prefekt Dykasterii Nauki Wiary – ze wsparciem sekretarza sekcji doktrynalnej Dykasterii, ks. Armando Matteo. W maju tego roku Dykasteria Fernándeza ogłosiła nowe „Normy” dotyczące oceniania zjawisk nadprzyrodzonych. Było dość oczywiste, że jednym z głównych celów tych norm jest właśnie uregulowanie sprawy Medziugoria, o czym zresztą Fernández mówił w wywiadach.
Treść opublikowanej dziś „noty” dotyczącej Medziugoria jest dość specyficzna. Z jednej strony Watykan bardzo silnie docenia pozytywne zjawiska duszpasterskie wokół miejsca i dostrzega dobre elementy w wielu orędziach; z drugiej – wyraźnie dystansuje się od postaci tzw. „widzących”, przyznaje, że w niektórych orędziach są sprzeczności i wyraźnie sugeruje, że objawienia… nie muszą być prawdziwe.
Kluczowy fragment całego dokumentu brzmi:
„Ocena tak licznych i rozpowszechnionych, pięknych i pozytywnych owoców nie oznacza uznania domniemanych nadprzyrodzonych wydarzeń za autentyczne, ale jedynie wskazuje, że <pośród> tego duchowego fenomenu Medziugoria, Duch Święty działa owocnie dla dobra wiernych. Dlatego zachęca się do docenienia i dzielenia się duszpasterską wartością tej duchowej propozycji”.
Innymi słowy Stolica Apostolska przyznaje, że w Medziugoriu jest wiele dobrego i widoczne jest tam działanie Ducha Świętego, ale w gruncie rzeczy nie musi to być związane z „widzącymi” ani domniemanymi objawieniami, a raczej z faktem ukonstytuowania się w tym miejscu dużego ośrodka pielgrzymkowego.
Watykan podkreśla, że kto jedzie do Medziugoria, winien to robić ze względu na Maryję, a nie rzekome cudowności:
„Osoby, które udają się do Medziugoria, powinny być mocno ukierunkowane na akceptację faktu, iż pielgrzymki nie odbywają się po to, by spotkać się z domniemanymi widzącymi, ale po to, by spotkać się z Maryją, Królową Pokoju oraz – w wierności Jej miłości do swego Syna – spotkać Chrystusa i słuchać Go poprzez medytację Słowa, uczestnictwo w Eucharystii i adorację eucharystyczną. Tak jak dzieje się to w wielu sanktuariach na całym świecie, gdzie Dziewica Maryja jest czczona pod najróżniejszymi tytułami”.
Można zaryzykować stwierdzenie, że decyzja jest po części pokłosiem działalności abp. Henryka Hosera, który w 2017 roku został mianowany specjalnym wysłannikiem papieża Franciszka do Medziugoria. Arcybiskup uznawał, że niezależnie od prawdziwości bądź nieprawdziwości „zjawień” trzeba docenić pobożność, która rozwija się w Medziugoriu. Zasadniczo taka jest linia, jaką przyjął Watykan.
Jest jednak poważny problem: zjawienia cały czas trwają. Nikt nie wie, co pojawi się w kolejnych „orędziach”. Nie można wykluczyć jakiegoś rodzaju niepokojących czy wprost niewłaściwych treści. Co wtedy zrobi Watykan, skoro podjęto decyzję o zgodzie na promowanie treści orędzi? Być może zostaną podjęte jakieś działania ad hoc: w Medziugoriu cały czas ma być obecny wizytator apostolski, po to, by nadzorować ten fenomen i nie dopuścić do wyradzania się zjawiska w niewłaściwą stronę.
Ponadto – i to jest kluczowe – historia Medziugoria zawiera wiele bardzo wątpliwych wydarzeń i treści. Watykan przyznaje, że część orędzi jest wewnętrznie sprzeczna albo problematyczna; cytuje nawet niektóre z nich. Wiemy też, że wokół tego miejsca od zawsze rozgrywano różnorodne interesy, a początkom zjawień towarzyszyły takie skandale, jak losy byłego kierownika duchowego rzekomych „widzących”, Tomislava Vlašicia, który wyjechał do Włoch i założył tam swój własny heretycki „kościół”. To znajduje swoje odzwierciedlenie w tekście Watykanu, gdzie wyraźnie zaznacza się sugestia problemów moralnych dotyczących niektórych z „widzących”.
Decyzja Stolicy Apostolskiej oznacza jednak, że wszystko to przestaje teraz mieć jakiekolwiek znaczenie, nawet jeżeli, sumarycznie rzecz biorąc, nagromadzenie problemów sugerowałoby nieprawdziwość „objawień”.
Można byłoby zrozumieć, gdyby Stolica Apostolska po prostu zaakceptowała Medziugorie jako miejsce pielgrzymkowe zarazem odcinając się od rzekomych orędzi; ale otwarte zachęcanie do jego odwiedzania a nawet do rozpowszechnianie treści domniemanych zjawień budzi zdziwienie. Bo ostatecznie – czy warto jeździć tam, gdzie dochodziło do różnych błędów? Wydaje się, że nie, tym więcej, że – jak przyznaje sam Watykan – to co w Medziugorie naprawdę istotne, to wzywanie do uczestnictwa we Mszy świętej, modlitwy, adoracji Eucharystycznej.
Cóż, nie trzeba jeździć daleko, by zrealizować te same cele – wystarczy najbliższy kościół parafialny. Jezus Chrystus jest obecny w sakramentach w Medziugoriu; ale tak samo obecny jest w każdej świątyni. Nie trzeba w wątpliwych miejscach szukać cudowności i sensacji, podczas gdy największy cud – transsubstancjacja – dokonuje się na każdej Mszy.
Paweł Chmielewski