Jaka powinna być amerykańska polityka zagraniczna w obecnych czasach? Na to pytanie odpowiada analityk, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w administracji Baracka Obamy, twórca przemówień prezydenckich Ben Rhodes.
Na łamach „Foreign Affairs” wyjaśnia, że amerykańska polityka zagraniczna musi dostosować się do realiów międzynarodowych. O ile prezydent Joe Biden kładł nacisk na odzyskanie przez Stany Zjednoczone „poczucia własnej wartości jako cnotliwego hegemona”, pragnącego odbudować porządek międzynarodowy oparty na zasadach, to jednak starcie z nurtami „nieuporządkowanych czasów” spowodowało, że zadanie przywrócenia prymatu amerykańskiego okazało się niemożliwe do realizacji.
„Zaktualizowana koncepcja przywództwa USA – dostosowana do świata, który oderwał się od amerykańskiego prymatu i dziwactw amerykańskiej polityki – jest konieczna, aby zminimalizować ogromne ryzyko i wykorzystać nowe możliwości” – sugeruje Rhodes.
Wesprzyj nas już teraz!
Co ma na myśli? Analityk uważa, że przywrócenie supermocarstwa amerykańskiego zakłóciły dwa wydarzenia. Jedno wiąże się z utrzymaniem silnej pozycji Donalda Trumpa i wpływu na Partię Republikańską, co sprzyjało „dysfunkcjom w Waszyngtonie” i niemożności utrzymania porozumienia nuklearnego z Iranem, zakłóceniom porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatycznych czy niemożności zawarcia Partnerstwa Transpacyficznego. Drugie wiąże się z rozpadem porządku międzynarodowego opartego na zasadach. W szczególności utrzymują się nieporozumienia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i Światowej Organizacji Handlu, a ponadto Rosja, jak i Chiny zakłócają normy wprowadzone przez USA.
Chiny budują alternatywny ład światowy i w tej sytuacji nawet same USA łamią wcześniej ustanowione zasady polityki globalizacji po zimnej wojnie. Bardziej asertywne stały się potęgi regionalne, takie jak Brazylia, Indie, Turcja i państwa Zatoki Perskiej, które w zależności od problemu wybierają sobie partnera, z którym się łączą. Z tego powodu np. działania wielostronne dotyczące wspierania Ukrainy w wojnie z Rosją pozostają w dużej mierze inicjatywą Zachodu.
Jak więc ma wyglądać nowy porządek światowy w sytuacji, gdy już rozpadł się stary i narasta rywalizacja między państwami?
Autor postuluje przeprowadzenie przez Waszyngton dogłębnego audytu odnośnie sposobów dyskredytowania przywództwa USA po zakończeniu tzw. zimnej wojny, by wyciągnąć stosowne wnioski.
Sugeruje, że „wojna z terroryzmem” ośmieliła autokratów i przyczyniła się do wzrostu globalnego kryzysu migracyjnego oraz do powstania łuku niestabilności od Azji Południowej po Afrykę Północną. Tak zwany konsensus waszyngtoński w sprawach ekonomicznych przyniósł kryzys finansowy, który otworzył drzwi populistom. A nadużywanie sankcji doprowadziło do szukania alternatywy dla dolara. Z kolei amerykańskie pouczenia na temat demokracji – w związku ze stosowaniem „podwójnych standardów” np. w stosunku do wojny w Gazie – są ignorowane.
Rhodes podkreśla, że Amerykanie nie rozumieją, jak to jest możliwe, że ta sama administracja, która krytykuje Rosję za taktykę stosowaną na Ukrainie, nie ma problemu z Izraelem, który robi to samo w Gazie. To poważne wyzwanie polityczne dla Partii Demokratycznej, która twierdziła, że w polityce zagranicznej kieruje się wartościami.
Autor sugeruje, że jeśli Biden wygra, to musi odejść od względów politycznych, maksymalizmu i zachodniocentrycznych poglądów, które spowodowały, że jego administracja popełniła szereg błędów.
Ktokolwiek obejmie władzę będzie musiał: „unikać wojny światowej, reagować na narastający kryzys klimatyczny i stawić czoła rozwojowi nowych technologii, takich jak sztuczna inteligencja”. Nowa administracja musi porzucić myślenie o hegemonii i przygotować się na świat bardzo niespokojny przez wiele lat.
Rhodes radzi, by „poważnie potraktować argumenty Trumpa, pomimo tego, że często przybierają niepoważną formę”. Chodzi o to, że Amerykanie są zmęczeni wojnami, nie ufają swoim elitom, nie chcą utrzymywania ciągłego wsparcia dla Ukrainy, sprzeciwiają się globalizacji (trend silny wśród prawicy i lewicy), która sprzyja pogłębianiu nierówności, deindustrializacji, utraty kontroli nad handlem i narastaniu beznadziei wśród obywateli.
Autor obawia się II kadencji Donalda Trumpa jako prezydenta. Pogłębiłby się izolacjonizm USA, co mogłoby – jego zdaniem – stworzyć „strukturę przyzwolenia dla agresji”. Wycofanie wsparcia USA dla Ukrainy i NATO, porzucenie europejskich sojuszników i promocja „prawicowego nacjonalizmu” sprzyjałyby podziałom politycznym w Europie, „ośmielając nacjonalistów sprzymierzonych z Rosją w takich miejscach jak Węgry i Serbia, którzy dążyliby do zjednoczenia ludności etnicznej w sąsiednich państwach”.
Podobnie, do bardziej asertywnych działań miałyby być zachęcone azjatyckie kraje np. Korea Północna czy Chiny.
Powrót Trumpa miałby ponadto sprzyjać etnonacjonalizmowi i autorytarnemu populizmowi, podsycając napięcia. Wreszcie w nadchodzących latach przywódcy będą w coraz większym stopniu konfrontowani z globalnymi problemami i mogą nie chcieć współpracować ze sobą. Rhodes spodziewa się ostrego sprzeciwu wobec polityki klimatycznej i bioróżnorodności w gospodarkach rozwiniętych oraz poważnych problemów z tzw. sztuczną inteligencją.
Postuluje „uzdrowienie”, które ma polegać na dotrzymaniu długotrwałych zobowiązań, obronie starych interesów politycznych i nowych inicjatywach oraz improwizowanych reakcjach na nagłe kryzysy. „Poruszając się po trudnych nurtach świata, administracja Bidena często zdawała się ucieleśniać sprzeczności tej dynamiki, jedną nogą będąc w przeszłości, tęskniąc z nostalgią za amerykańskim prymatem, a drugą będąc w przyszłości, dostosowując się do wschodzącego świata takim, jaki jest”– pisze autor.
Rhodes uważa, że dobrze zrobiła administracja Bidena, łącząc politykę wewnętrzną i zagraniczną (np. ustawa CHIPS, która pozwala na znaczne inwestycje w naukę i innowacje, w tym w krajową produkcję półprzewodników, a z drugiej strony zezwala na zwiększoną kontrolę eksportu i inwestycji w chiński sektor zaawansowanych technologii, co sprzyja wzmacnianiu wiodącej pozycji USA w rozwoju nowych technologii, takich jak sztuczna inteligencja i obliczenia kwantowe).
Chwali politykę ożywienia amerykańskich innowacji i zaawansowanej produkcji, oddzielenia krytycznych łańcuchów dostaw od Chin oraz utrzymania wiodącej pozycji amerykańskich firm w opracowywaniu nowych i potencjalnie transformatywnych technologii. To należy utrzymać.
USA powinny – zdaniem Rhodesa – kontynuować i wspierać inwestycje w tak zwane czyste technologie, by szybciej doprowadzić do dekarbonizacji świata i transgranicznej redukcji emisji tak zwanych gazów cieplarnianych. Jest jednak przeciwny ustaleniu ceny emisji dwutlenku węgla przez kongres.
Ameryka musi kontynuować budowanie sojuszy na całym świecie – i łączenie już istniejących mniejszych struktur kooperacji – ponieważ obecny podział uniemożliwia globalne zarządzanie za pośrednictwem dużych instytucji międzynarodowych lub z innymi członkami klubu wielkich mocarstw. Stany Zjednoczone powinny także wzmacniać stosunki transatlantyckie.
Należy zmienić podejście w trzech kwestiach. Samo unikanie spięcia z antykubańskimi i proizraelskimi jastrzębiami w kongresie okazało się pułapką dla administracji Bidena i zachwiało jedność między partiami odnośnie polityki bezpieczeństwa. Dlatego po reakcji Izraela na atak Hamasu w zeszłym roku nowa administracja powinna surowo potraktować Tel Awiw.
Ekipa amerykańska nie powinna także dążyć do osiągnięcia celów maksymalistycznych. Sugeruje się m.in. ograniczenie wsparcia dla Ukrainy i wywieranie większej presji na Izrael, aby kraj ten nie mógł stale okupować Gazy, masowo wysiedlać ludności itp. „Waszyngton musi wykorzystać swoją siłę nacisku, aby wywierać presję na wynegocjowanie porozumienia, budowę państwa palestyńskiego i taką koncepcję izraelskiego bezpieczeństwa, która nie będzie uzależniona od ekspansjonizmu ani trwałej okupacji” – czytamy.
Podobnie, Stany Zjednoczone nie mogą stale wspierać Ukrainy, która nawet jeśli odzyska niepodległość, będzie dzielić granicę z mocarstwem posiadającym broń jądrową. Dlatego w tym wypadku także należy dążyć do zawarcia porozumienia, które nie będzie grą o sumie zerowej.
Ameryka musi także zrezygnować z polityki nadużywania sankcji, by budować lepsze więzi z krajami rozwijającymi się. Waszyngton powinien określić priorytetowe kwestie np. inwestycje, technologia i czysta energia, gdzie te sankcje można byłoby stosować.
Ameryka musi budować odporność swojej demokracji i gospodarki, jednocześnie porzucając dążenie do utrzymania hegemonii na świecie, proponując program globalny, który odzwierciedlałby dążenia większej liczby rządów i obywateli na świecie.
Stany Zjednoczone winny także przeciwdziałać wybuchowi trzeciej wojny światowej, ponieważ trzy linie podziału dzisiejszego globalnego świata: Rosja-Ukraina, Iran-Izrael i Chiny-Tajwan przebiegają przez terytoria, które są poza zasięgiem zobowiązań traktatowych USA. „Innymi słowy, nie są to obszary, na których naród amerykański byłby przygotowany na bezpośrednie rozpoczęcie wojny”.
Ani liczenie na blef, ani rozwiązania militarne obecnych problemów nie jest dobrą taktyką. Potrzebne są zabiegi dyplomatyczne i szukanie innych ścieżek osiągnięcia bezpieczeństwa.
Rhodes sugeruje utrzymanie inwestycji w teren Ukrainy kontrolowany przez rząd w Kijowie. Obszary te powinny być wciągane w struktury europejskie. „Na Bliskim Wschodzie Waszyngton powinien połączyć się z partnerami arabskimi i europejskimi, by bezpośrednio współpracować z Palestyńczykami nad rozwojem nowego przywództwa i uznaniem państwa palestyńskiego, wspierając jednocześnie bezpieczeństwo Izraela”.
Należy także na nowo wynegocjować umowę z Iranem odnośnie ograniczenia programu nuklearnego. Na Tajwanie zaś Stany Zjednoczone powinny starać się zachować status quo, inwestując w tajwański potencjał wojskowy, unikając niebezpiecznych incydentów, organizując współpracę z Pekinem oraz mobilizując międzynarodowe wsparcie dla wynegocjowanego, pokojowego rozwiązania kwestii statusu Tajwanu.
Autor uważa, że zaawansowane systemy algorytmiczne i tzw. czysta energia to technologie, które mogą pomóc w pogłębieniu międzynarodowej współpracy. Postuluje zglobalizowanie ustawy o ograniczaniu inflacji, wspierającej rozwiązania w zakresie tzw. zielonej ekonomii.
Ameryka winna kontynuować walkę o utrzymanie „otwartych społeczeństw” i wartości, które należy wygrać przede wszystkim we własnym kraju, walcząc z korupcją i dezinformacją.
„Ostatecznie najważniejszą rzeczą, jaką Ameryka może zrobić na świecie, jest detoksykacja własnej demokracji, co jest głównym powodem, dla którego zwycięstwo Trumpa byłoby tak niebezpieczne. W Stanach Zjednoczonych, podobnie jak gdzie indziej, ludzie pragną odnowionego poczucia przynależności, znaczenia i solidarności. Nie są to koncepcje, które zwykle pojawiają się w dyskusjach na temat polityki zagranicznej, ale jeśli urzędnicy nie potraktują tej tęsknoty poważnie, ryzykują podsyceniem nacjonalizmu, który prowadzi do autokracji i konfliktów” – czytamy.
Źródło: foreignaffairs.com
AS
Zaleca kobietom aborcję u… satanistów. Oto prawdziwa twarz pseudokatolickiej gubernator