Już po raz 24. polscy katolicy będą zmuszeni patrzeć na obchody „Dnia Islamu w Kościele katolickim”. Inicjatywa, którą chlubią się polskie środowiska dialogowe, jest ewenementem na skalę światową. Niestety, jej praktyczną konsekwencją, oprócz pielęgnowania dobrych relacji z Tatarami, może być tylko i wyłącznie promocja relatywizmu.
26 stycznia będzie obchodzony XXIV „Dzień Islamu w Kościele katolickim w Polsce”. Tym razem odbywa się pod hasłem „Chrześcijanie i muzułmanie: promotorzy miłości i przyjaźni”. Centralne obchody odbędą się w Łodzi; uczestnicy będą czytać Pismo Święte oraz Koran, modlić się (osobno), przekażą sobie znak pokoju a na koniec spożyją wspólny posiłek.
Przy tej okazji trzeba poczynić, jak zwykle, kilka fundamentalnych uwag. Po pierwsze, wielkim i wciąż nieusuniętym problemem tego wydarzenia jest jego otoczka, która sugeruje równorzędność chrześcijaństwa oraz islamu. Całość odbywa się od lat w paradygmacie liberalnego relatywizmu, co nie ma nic wspólnego z autentycznie katolicką tolerancją. Nie mam nic przeciwko spotkaniom z muzułmanami; w końcu nasz Pan Jezus Chrystus rozmawiał z tymi, którzy błądzą. Sprawiedliwość wymagałaby jednak, by centralnym momentem takich spotkań była debata umożliwiająca stronie katolickiej wykazanie wtórności islamu względem chrześcijaństwa oraz wielu jego błędów. Nie trzeba byłoby tego robić w sposób arogancki ani grubiański; w temacie, o którym mowa, fakty są na tyle oczywiste, że wystarczy je spokojnie wyłożyć, by pokazać wyższość katolicyzmu nad mahometanizmem. Niestety, w polskiej rzeczywistości dzieje się inaczej; przyjmuje się, że każdy ma, by tak rzec, równe prawo do wyznawania „swojej prawdy”. Koniecznie należy pamiętać, że czegoś takiego jak prawo do błędu nie ma: dialog z muzułmanami prowadzony w tej perspektywie byłby, sądzę, o wiele owocniejszy, bo pryncypialnie nakierowany na pokazanie im Ewangelii, a nie utwierdzanie w błędach („różnych światopoglądach”).
Wesprzyj nas już teraz!
Po drugie, fatalna jest nazwa przedsięwzięcia. Do przyjęcia wydawałby się na przykład „Dzień dialogu Kościoła z islamem”, ale nigdy: „Dzień Islamu w Kościele katolickim”. Przede wszystkim język sugeruje tu jakiś rodzaj fetowania mahometanizmu w Kościele: organizacja „dnia” tego czy owego na ogół wyraża aprobatę i głęboką sympatię (Dzień Matki; Dzień Kobiet etc.). Co więcej, islam jest religią doktrynalnie zdecydowanie wrogą wobec nauki Kościoła. To nie buddyzm czy hinduizm, które wyrosły z pierwotnych doświadczeń religijnych i są wobec chrześcijaństwa w pewnym sensie zewnętrzne. Islam został przez Mahometa pomyślany jako religijna propozycja mająca „naprawić” chrześcijaństwo i judaizm. Problem boskości i człowieczeństwa Jezusa Chrystusa jest jednym z często podnoszonych w Koranie, a wnioski, jakie formułuje ta księga, są względem nauki Kościoła jednoznacznie negatywne. Szczegółowo pisałem o tym problem w swojej książce „Hejterzy. Stare herezje w nowych szatach” wydanej w 2023 roku przez Wydawnictwo Fronda. Tam odsyłam Czytelnika po liczne i obfite cytaty. Tu przypomnę tylko kilka Koranicznych passusów, które dobrze obrazują nastawienie autorów tej księgi względem naszego Zbawiciela.
„Chrześcijanie zaś mówią: Mesjasz jest synem Boga. To są słowa wypowiedziane ich ustami: oni naśladują tych, którzy nie wierzyli już wcześniej. Niech Bóg ich przeklnie! W jakież kłamstwo popadli!” Sura 9, wers 30
„W niewierze są ci, którzy mówią, że Bogiem jest Mesjasz, syn Marii. Powiedz: Kto zdoła przeszkodzić Bogu, jeśli zechce zgubić Mesjasza, syna Marii, jego matkę i wszystkich tych, którzy są na ziemi?” Sura 5, wers 17
„Mesjasz, Jezus syn Marii, jest tylko posłańcem Boga, Jego Słowem, które On przekazał Marii, i Duchem od Niego. Wierzcie więc w Boga i w Jego proroków i nie mówcie: Trójca. Powstrzymajcie się! Tak będzie dla was lepiej. Bóg jest Bogiem Jedynym. On jest zbyt wyniosły, aby mieć syna” Sura 4, wersy 171-172
Cytować mógłbym jeszcze bardzo długo. Mahomet dorastał w środowisku, które pozwalało mu na bliskie kontakty z chrześcijanami. Byli, niestety, różnego rodzaju heretykami, toteż nie mogli przedstawić Arabowi prawdziwej nauki o Chrystusie. Jest to niewątpliwie źródłem wielu błędów obecnych w Koranicznym obrazie chrześcijan. Warto ten obraz prostować – i temu mogłyby by służyć spotkania dialogowe nakierowane na ustalenie prawdy. W obecnej formie „Dzień Islamu w Kościele” w obecnej formie mógłby, jak zwykle powtarzam, nazywać się równie dobrze „Dniem Antychrystianizmu w Kościele”, bo islam – trudno z tym polemizować – jest w swojej doktrynie właśnie antychrystianizmem.
Po trzecie, kluczowy jest kontekst społeczny. Pasterze Kościoła, którzy organizują „Dzień Islamu”, zdają się w ogóle nie dostrzegać skutków, jakie mogą przynieść ich działania. Biskupi i teologowie uczestniczący w różnych wydarzeniach mają najpewniej świadomość krótko zarysowanej wyżej problematyki. Jako że ta problematyka w samych obchodach i w medialnych o nich informacjach nijak nie wybrzmiewa, dla szerokich rzesz Polaków „Dzień Islamu w Kościele” staje się po prostu jakimś odległym echem ideologii relatywizmu, którą, widać, przyjęli niektórzy rządzący w Kościele. W XVIII stuleciu zachodnioeuropejscy intelektualiści opracowali teorię indyferentyzmu religijnego, czyli przekonania, zgodnie z którym nie ma różnicy, jaką kto wyznaje religię, ponieważ wszystkie są tak samo (nie)prawdziwe: to tylko mniej lub bardziej mityczne narracje mówiące o tym, co niewypowiedziane. Dla oświeceniowych bezbożników islam był zawsze ciekawym zjawiskiem, które wyszydzali, jednocześnie do pewnego stopnia je promując: wiedzieli, że obecność islamu obok chrześcijaństwa siłą rzeczy będzie działać na rzecz podważenia religii w ogóle. W XIX wieku ten błąd został przyjęty przez heretycki ruch intelektualny zwany modernizmem. W wykształconych kręgach sceptycznych lub krytycznych wobec Kościoła katolickiego przyjęło się wówczas uważać, że Jezus Chrystus, tak jak mówi to Koran, był po prostu człowiekiem, wybitnym – ale przecież tylko zwykłym. Współcześnie ta narracja jest już częścią mainstreamu. Wśród wielu osób bardzo młodych (18-24 lata) katolicyzm jest już tylko przesądem. Zgodnie z badaniami CBOS z 2022 roku regularnie praktykuje zaledwie 23 proc. osób w tej grupie wiekowej. Ludzie młodzi, tylko luźno związani z Kościołem albo niezwiązani z nim wcale, jeżeli mają uwierzyć w Chrystusa, muszą poznać Chrystusa autentycznego: to znaczy, Boga-człowieka, a nie relatywistyczny obraz starożytnego bliskowschodniego nauczyciela etyki, w którego tezy z niezrozumiałych przyczyn uwierzyli kiedyś Rzymianie, a później zmusili wszystkich dookoła do przyjęcia ich irracjonalnej wiary. „Dzień Islamu” buduje w efekcie fałszywy przekaz, bo umacnia pogląd, jakoby różne religie były sobie równe. Dla oddalonych od Kościoła to po prostu sygnał, że nie należy traktować Kościoła poważnie. Nie, nikt lub prawie nikt nie przejdzie wskutek „Dnia Islamu” na mahometanizm – ale wielu słysząc o tym wydarzeniu dozna wrażenia, że katolicyzmem też nie warto się specjalnie interesować. Ot, jedna z „religii”.
W tym roku, jak zresztą czynią to zawsze, organizatorzy „Dnia Islamu w Kościele katolickim” chlubią się, że to inicjatywa „awangardowa”, a Polacy są tu „pionierami”, bo nigdzie indziej na świecie takiego wydarzenia – nie ma. Być może w tym wypadku należałoby jednak zrezygnować z dążenia do pionierstwa za wszelką cenę. Skoro biskupi w krajach, w których mieszka naprawdę wielu muzułmanów – mówię zarówno o Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej jak i o Azji czy Europie Zachodniej – nie wpadli nigdy na analogiczny pomysł, to, być może, mieli po temu dobre powody. Jakie? Cóż, odpowiedź wydaje się oczywista. W wymienionych regionach biskupi na co dzień oglądają islam takim, jakim jest w realnym życiu wielu swoich wyznawców, a nie specyficzny islam polskich Tatarów. Widzą zatem islam nietolerancyjny, brutalny i nastawiony wrogo do Kościoła.
Biorąc pod uwagę fakt, że z jednej strony Polska pod nowymi rządami otwiera się na przymusową relokację migrantów, a z drugiej problem relatywizmu dotyka nas coraz bardziej – najwyższy już czas, by formę „Dnia Islamu w Kościele” zakończyć, wprowadzając bardziej odpowiedzialne i racjonalne płaszczyzny debaty z polskimi muzułmanami.
Paweł Chmielewski