Komisja Europejska wprowadzając nawet 38 proc. cła na samochody elektryczne z Chin, przekonuje że działa w interesie producentów z Unii Europejskiej. Eksperci alarmują jednak, że polityka eurokratów nie tylko nie zatrzyma elektromobilnej ekspansji z Państwa Środka, ale spowoduje również poważne zawirowania na europejskim rynku samochodów spalinowych.
Chińczycy przez w czasie nieco ponad dziesięciu lat zostały światowym liderem elektromobilności. Początkowo pozyskując know-how od firm zagranicznych, z czasem prześcignęły technologicznie konkurencję podejmując ekspansję na światowych rynkach. Rządowe subsydia umożliwiły obniżenie kosztów produkcji, co przełożyło się na bezkonkurencyjnie niskie ceny chińskich elektryków.
W tym roku Komisja Europejska w ramach tzw. postępowania andtydumpingowego nałożyła cła na producentów z Państwa Środka, które wynoszą m.in. 17,4 proc. dla BYD, 19,9 proc. dla Geely, 37,6 proc. dla SAIC. W połączeniu z już obowiązującym 10 proc. podatkiem od importu z Chin, wysokość łącznych opłat dodatkowych sięga w niektórych przypadkach nawet 50 proc.
Wesprzyj nas już teraz!
Eksperci oceniają, że choć w krótkiej perspektywie KE odniosła sukces i po ulicach europejskich miast poruszać się będzie mniej chińskich elektryków, jednocześnie podłożyła potężne kłody pod nogi europejskim producentom.
Volkswagen, Audi czy Mercedes mieli żywotne interesy na chińskim rynku samochodów spalinowych, który diametralnie się kurczy. Z 94 proc. rejestrowanych w kraju samochodów z napędem spalinowym w 2020 r., cztery lata później liczba ta wynosi już 59 proc. Chińczycy stawiając na elektromobilność, nie tylko faworyzują rodzime marki, ale jednocześnie wysuszają źródełko konkurencji ze Starego Kontynentu. Ewentualna odpowiedź na europejskie cła, może jeszcze pogorszyć sytuację.
– Jeśli Chińczycy na zasadzie retorsji wprowadzą lustrzane obostrzenia, nasi producenci będą mieć poważne problemy na tamtejszym rynku – przekonuje Jakub Foryś z Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
W efekcie spadnie produkcja samochodów spalinowych w samej Europie, a w połączeniu z wciąż utrzymującym się zakazem rejestracji nowych samochodów do 2035 r., doprowadzi do potężnych problemów europejskiego sektora.
– Jeśli z kolei spadnie zapotrzebowanie na części i podzespoły, to automatycznie będzie potrzeba mniej ludzi do pracy. Może się okazać, że będą problemy z produkcją samochodów w Europie (…) Tymczasem motoryzacja jest mocno zglobalizowaną częścią gospodarki i problemy producentów w Niemczech, Czechach czy Hiszpanii oznaczają także problemy dla firm w Polsce. Dlatego absolutnie kluczowe jest to, byśmy odnaleźli się w tej sytuacji i rozwiązali problem ceł – konkluduje prezes PZPM.
Źródło: gazetaprawna.pl
PR