Komisja Europejska zdecydowała, że za moderację treści internetowych w państwach członkowskich UE odpowiadać będzie irlandzka grupa zwolenników „równości płci” i prawa do tak zwanej aborcji.
W sobotę 17 lutego weszło w życie postanowienie Komisji Europejskiej w kwestii usług cyfrowych. Środowisko internetowe na obszarze Unii ma od tej pory stać się „bezpieczniejszym, sprawiedliwszym i bardziej przejrzystym miejscem”. W eurokratycznej nowomowie oznacza to ściślejszą niż dotychczas cenzurę, przede wszystkim w mediach społecznościowych. Nieprzypadkowo – w roku wyborów do unijnego parlamentu i w perspektywie zapowiadanych przez globalistów kolejnych „pandemii”.
Wesprzyj nas już teraz!
Sama Komisja Europejska nazywa nowe regulacje „przełomowym zbiorem przepisów, aktów prawnych dotyczących usług cyfrowych”. Jak czytamy na stronie KE, „spowoduje to nałożenie nowych obowiązków na platformy internetowe, które mają użytkowników w UE, w celu lepszej ochrony tych użytkowników i ich praw”.
Decyzji towarzyszyły – nikt nie śmie o tym wątpić – intencje „przeciwdziałania nielegalnym treściom, towarom i usługom poprzez zapewnienie użytkownikom możliwości zgłaszania takich nielegalnych działań; ochrony nieletnich, w tym całkowity zakaz kierowania do nich reklam opartych o profilowanie lub ich dane osobowe; dostarczania użytkownikom informacji o reklamach, które widzą, np. dlaczego są im wyświetlane i kto zapłacił za reklamę; zakaz reklam kierowanych do użytkowników w oparciu o dane wrażliwe, takie jak przekonania polityczne lub religijne, preferencje seksualne; ułatwienia składania reklamacji”.
Rzecz w tym jednak, kto ma odpowiadać za sprawdzanie, czy ukazujące się na obszarze UE w Internecie treści zgodne są ze wspólnotowymi przepisami. Jest to irlandzka organizacja o nazwie Coimisiún na Meán („Komisja Medialna”). Uzyskała ona – jak podaje serwis La Nuova Bussola Quotidiana – „bezprecedensowe uprawnienia do cenzurowania treści internetowych 450 milionów obywateli UE”. Portal nazywa to gremium, będące partnerem KE, „grupą pełną zwolenników aborcji, ideologii gender i partii lewicowych”.
Jak zwraca uwagę Luca Volontè, autor komentarza na łamach LNBQ, prace Coimisiún na Meán mogą mieć znaczący wpływ na wynik zbliżających się wyborów europejskich. Organizacja ma swą siedzibę w stolicy Irlandii, gdzie obecne są przedstawicielstwa większości najważniejszych platform medialnych. „To oznacza, że biuro w Dublinie faktycznie stanie się głównym unijnym moderatorem platform takich jak Facebook, X (dawniej Twitter) i TikTok, decydując, które treści usunąć, a które pozostawić on line. Ten sam organ będzie mógł także nakładać wielomiliardowe kary (do 6 procent rocznych przychodów przedsiębiorstwa) na firmy, które nie respektują jego decyzji i nadal szanują wolność słowa i opinii obywateli” – komentuje włoski autor.
Dublińskie biuro eurocenzora wspierać będzie firma PR DHR Communications. LNBQ pisze o jej „silnych powiązaniach z lewicowym prezydentem Irlandii Michaelem D. Higginsem, lewicowymi i rządzącymi partiami Fianna Fáil i Fine Gael, a nawet z działaczami Antify”.
Za moderację Internetu w państwach Unii Europejskiej odpowiadać będą zatem, z mandatem unijnym, między innymi: Síona Cahill, dawniej członek zarządu Irlandzkiego Stowarzyszenia Planowania Rodziny (irlandzkiego odpowiednika Planned Parenthood) oraz Patricia Ryan. Gdy druga z wymienionych w listopadzie 2020 obejmowała stanowisko dyrektora zarządzającego DHR, media pisały, że posiada „rozległe doświadczenie w sprawach publicznych i komunikacji strategicznej, zdobytym podczas pracy jako starszy doradca ds. polityki w poprzednich sześciu irlandzkich rządach. Ponadto ma dziesięcioletnie doświadczenie w pracy w Unii Europejskiej, w tym jako Specjalny Doradca Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego”.
Poprzedniczką Ryan na czele DHR była założycielka firmy Catherine Heaney, wcześniej dyrektor naczelny Irlandzkiego Stowarzyszenia Planowania Rodziny oraz rzecznik prasowy Partii Pracy.
„Jest zatem jasne, że między irlandzką lewicą, międzynarodowym lobby aborcyjnym i LGBTI a głównym administratorem oraz regulatorem treści internetowych najbardziej wpływowych platform w Europie istnieją niepokojące obiektywne powiązania, których Komisja Europejska nie mogła być nieświadoma” – wskazuje Luca Volontè.
Dalej jest równie ciekawie, gdyż publicysta nawiązuje do ingerowania lewicowych „organizacji pozarządowych” w życie polityczne oraz rozstrzygnięcia wyborcze, m.in. w naszym kraju.
„Verze Jurovej, komisarz ds. przejrzystości i wartości europejskich, zawsze stającej na czele walki, bez wytchnienia i w sojuszu z organizacjami pozarządowymi Sorosa a przeciwko europejskim rządom konserwatywnym, w obliczu tego prawdopodobnego, wręcz bardziej ewentualnego wypaczania informacji publicznych i wyborczych, nie zadrży nawet powieka” – czytamy.
„Jej milczenie oraz milczenie przewodniczącej Komisji Ursuli Von der Leyen w sprawie oczywistego konfliktu interesów najbardziej wpływowego regulatora w Europie idzie w parze z tym, które towarzyszy w ostatnich dniach haniebnemu skandalowi wokół działalności organizacji pozarządowych powiązanych z Sorosem w kilku krajach europejskich, aby za milczącą zgodą Brukseli wpływać na ich życie polityczne, obywatelskie i społeczne” – pisze Volontè.
„Liczne źródła i filmy oraz autentyczne oświadczenia czołowych członków amerykańskich organizacji pozarządowych świadczą o tym, że w imieniu ich głównego darczyńcy, miliardera George’a Sorosa, wywarły one wpływ na wybory w Polsce i na Węgrzech” – precyzuje autor. Chodzi o lobbing przeciwko Viktorowi Orbanowi oraz uważanej wciąż na Zachodzie za prawicową i konserwatywną partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego.
Źródła: LaNuovaBQ.it, womenmeanbusiness.com, cnam.ie, dhr.ie, ifpa.ie, comission.europa.eu
RoM