6 sierpnia 2023

Ks. prof. Bortkiewicz: Abp Fernández albo nie przeczytał, albo nie zrozumiał «Veritatis splendor» Jana Pawła II

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Encyklika Veritatis splendor jest szansą zapobieżenia kryzysowi w Kościele katolickim, zwłaszcza w aspekcie doktryny moralnej. Osłabienie rangi tej encykliki jest przyzwoleniem na kryzys. Abp Victor Fernández albo nie przeczytał, albo nie zrozumiał tej encykliki – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.

 

Paweł Chmielewski, PCh24.pl.: Przyszły prefekt Dykasterii Nauki Wiary abp Victor Manuel Fernández zapowiedział w rozmowie z amerykańskim The Pillar swoistą „rewizję” encykliki św. Jana Pawła II Veritatis splendor. Zanim przejdziemy do szczegółów, chciałbym zapytać: Dlaczego św. Jan Paweł II napisał encyklikę Veritatis splendor, albo innymi słowy: jaki był zasadniczy cel tego dokumentu; jaką prawdę chciał przypomnieć papież Polak?

Wesprzyj nas już teraz!

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Trudno jest odpowiedzieć krótko na pytanie o genezę dokumentu, który ratował Kościół przed upadkiem w relatywizm moralny, ale który zarazem ratował naszą cywilizację przed osunięciem się w pustkę. Trudno jest opisać krótko znaczenie dokumentu, jakim była encyklika św. Jana Pawła II „Veritatis splendor”, która choć zatytułowana „blask prawdy” była wielką kartą wolności oświeconej prawdą, wolności na miarę człowieka. Była szansą i jest szansą ocalenia wolności przed degradacją, a w związku z tym jest i pozostaje szansą ocalenia człowieka.

Od początku encyklika wybudzała ogromne emocje i spory. To, co jest rzeczą ciekawą i ważną – jak sądzę – dla zrozumienia współczesnej sytuacji w Kościele, to fakt, że ten podział nie przebiegał wzdłuż linii katolicy kontra wszyscy inni. Po jednej stronie sporu stanęło wielu, wszyscy w tym także niektórzy teologowie katoliccy, którzy usiłowali odrzucić to, co było depozytem wiary i nauki Kościoła od samego początku. Mianowicie to, że pewne czyny są wewnętrznie złe. I w żadnych warunkach, okolicznościach, sytuacjach nie można tych czynów podejmować. Z drugiej strony sporu trwali katolicy i niekatolicy, którzy utwierdzili się w przekonaniu, że zaprzeczanie moralnemu absolutyzmowi uderza w serce każdego społeczeństwa, które pretenduje do miana społeczeństwa cywilizowanego. Pewien Amerykanin, Samuel Gregg, obecny dyrektor ds. badań w Acton Institute, który w chwili publikacji encykliki miał dwadzieścia kilka lat, wspomniał rozmowę ze znajomym Żydem, który powiedział mu, że „uważa lekturę tej encykliki za niezbędną dla każdego, kto chce widzieć, jak Zachód pogrąża się jeszcze bardziej w bagnie moralnej niespójności. Powiedział, że po prostu nie ma drugiego takiego współczesnego dokumentu”.

Papież w encyklice postawił cel na wskroś uniwersalny. Nie chodziło mu jedynie o potwierdzenie podstawowej katolickiej nauki moralnej, ale starał się przedstawić Kościołowi i światu ogarniętym relatywizmem, sytuacjonizmem i ostatecznie miernotą, przekonującą narrację o tym, czym naprawdę jest wolność. I co to znaczy żyć godnie?

Abp Victor Fernández we wspomnianej wypowiedzi zasugerował, że Veritatis splendor, poprzez ustalenie „granic” w teologii, przyczyniła się do zablokowania rozwoju teologicznego. Czy podziela Ksiądz Profesor tę ocenę – Veritatis splendor jest dokumentem, który nie pozwala na rozkwit wielkiej teologii?

Przepraszam za bardzo ostre sformułowanie, ale i tak ono jest najdelikatniejsze z możliwych. Śmiem twierdzić, że arcybiskup Victor Fernández albo nie przeczytał, albo nie zrozumiał tej encykliki. Jednak w pewnym sensie mogę zrozumieć jego słowa, jeżeli przyjąć metodologię, za którą zdaje się opowiadać kardynał nominat, że teologia ma być uprawiana na bazie doświadczenia egzystencjalnego, tak jak czynili to „teologowie wyzwolenia”, wspominani zresztą przez arcybiskupa. Taka „teologia” ma jednak charakter dogłębnie immanentny – wychodzi z ludzkiego zniewolenia, opresji, alienacji i proponuje działania społeczne, psychologizujące albo wprost rewolucyjne. Tylko, że w tym momencie ta „teologia” traci swoją tożsamość. Przestaje być słowem o Bogu i słowem Boga dla człowieka. Prawdziwa teologia, tak jak ją rozumiemy w Kościele, wyrasta z objawienia Bożego, wyrasta z tajemnicy wiary, z dialogu Boga szukającego człowieka i wchodzącego w dialog z człowiekiem i umożliwiającego odpowiedź człowieka.

Zresztą właśnie na bazie tego dialogu człowieka z Bogiem i Boga z człowiekiem, a konkretnie na bazie rozmowy młodego i bogatego człowieka z Chrystusem i postawionego pytania o to, co czynić, aby osiągnąć życie wieczne, św. Jan Paweł II zbudował konstrukcję swoje encykliki. Ta encyklika otworzyła ogromną przestrzeń dla rozwoju teologii moralnej i teologii duchowości, ale ukazała także ogromny wymiar różnych aspektów teologii społecznej. Wszystko to jednak bazowało na słowie Boga, poddanego analizie rozumowej Objawienia z wykorzystaniem przede wszystkim danych etyki filozoficznej. Wsparte zostało jako certyfikatem świadectwem ludzi świętych – świadków Chrystusa, męczenników. Przepraszam, ale który z tych elementów kardynał nominat chce zmieniać – objawienie, rozum czy świętość życia w projekcie nowej pseudo-teologii?

W 2016 roku papież Franciszek ogłosił adhortację Amoris laetitia, którą wielu krytyków uznało za sprzecznych z Veritatis splendor. Abp Fernández miał być tzw. ghostwriterem tamtej adhortacji. Gdzie leży sedno sporu o relację między Amoris laetitia a Veritatis splendor?

Sednem sporu jest z punktu widzenia etyki czy teologii moralnej spór między relatywizmem a absolutyzmem moralnym. W relatywizmie dokonujemy bardzo często przeliczania pewnych dóbr, które zresztą bywają traktowane w sposób dość specyficzny jako dobra moralne bądź przedmoralne i poddawane są kalkulacjom, by ocenić ostateczne konsekwencje.

Na przykład niemiecki jezuita Josef Fuchs twierdził, że jakiś czyn w swoim aspekcie może być zły, ale może nadal być podejmowany, jeżeli dokonamy porównania całości zła i dobra w tym czynie i dojdziemy do wniosku, że dobro przeważa nad złem i jeśli porównamy to z alternatywnymi czynami. Dlatego w relatywizmie można na przykład usprawiedliwić aborcje nawet kilkudziesięciu milionów istnień rocznie w porównaniu z poprawą jakości życia kilku miliardów ludzi. Ten przykład nie jest wydumany. Był przedłożony przez niemieckiego jezuitę Bruno Schuellera.

W absolutyzmie moralnym twierdzimy, że nie ma żadnych okoliczności, które usprawiedliwiają czyny złe, które przyzwalałyby na świadome czynienie zła. Spróbuję zilustrować ten spór jednym konkretnym tekstem.

W adhortacji „Amoris laetitia” możemy przeczytać w numerze 298: „Osoby rozwiedzione, żyjące w nowym związku, mogą na przykład znaleźć się w bardzo różnych sytuacjach, które nie powinny być skatalogowane lub zamknięte w zbyt surowych stwierdzeniach, nie pozostawiając miejsca dla odpowiedniego rozeznania osobistego i duszpasterskiego. Czym innym jest drugi związek, który umocnił się z czasem, z nowymi dziećmi, ze sprawdzoną wiernością, wielkodusznym poświęceniem, zaangażowaniem chrześcijańskim, świadomością nieprawidłowości swojej sytuacji i wielką trudnością, by cofnąć się wstecz bez poczucia w sumieniu, że popadłoby się w nowe winy”.

Mówiąc najprościej, prosiłbym, by ktoś mógł mi wytłumaczyć, jaką miarą mierzyć drugi związek umocniony z czasem (jak długo trwa czasowość tego umocnienia?), z nowymi dziećmi (kiedy dobro nowych dzieci przeważa nad utraconym dobrem starych dzieci?), ze sprawdzoną wiernością (jak wymierzono tę wierność?), wielkodusznym poświęceniem (znowu jakiego kryterium oceny użyto w tej mierze?). Takie zdanie otwiera ogromną przestrzeń dla sytuacjonizmu etycznego i relatywizmu moralnego. Tymczasem tradycja katolicka potwierdzona przez św. Jana Pawła II stwierdza, że czyn jest dobry tylko wtedy, gdy jest dobry we wszystkich swoich elementach strukturalnych. A przede wszystkim, gdy dobry jest przedmiot tego czynu (tu wierność małżeńska), natomiast jest zły, jeśli jest pod jakimkolwiek względem wadliwy. Zwięźle wyrażała to klasyczna sentencja – bonum ex integra causa, malum ex quocumque defectu.

Przyszły prefekt Dykasterii Nauki Wiary sugeruje, że Kościół mógłby wydać dokument, który niejako „zrewidowałby” Veritatis splendor, wybierając to, co w niej istotne, ale nadając temu inny ton. Jak Ksiądz Profesor wyobraża sobie taką nową tonację? Czego mogłaby ona dotyczyć?

Przepraszam znowu, ale to pomysł absurdalny. Dokument św. Jana Pawła II jest integralny, spójny, logiczny i konsekwentny. Zrewidowanie tego dokumentu i nadanie mu innej tonacji oznacza zrujnowanie całości tekstu. To tak, jakby z Ewangelii usunąć pewne słowa Chrystusa i zastąpić je innymi na przykład w scenie spotkania Chrystusa z jawnogrzesznicą zapisać nową tonację finalnej sceny: „Nikt ciebie nie potępił? I Ja ciebie nie potępiam. Toleruję twoje dotychczasowe zachowanie i proponuję, byś nie zmieniała swojego stylu życia. Bądź sobą!”. Być może jest to inna tonacja, ale przede wszystkim to jest zupełnie inny utwór! Zrewidowanie encykliki i nadanie jej innego tonu w świetle przedstawianych sugestii kardynała nominata jest zdradą nauczania Kościoła.

Veritatis splendor w 2003 roku została oceniona przez św. Jana Pawła II jako encyklika nie tylko wciąż obowiązująca, ale nawet jeszcze ważniejsza niż w chwili jej publikacji. Czy dzisiaj dostrzega Ksiądz Profesor zachowanie tej wartości? Wydaje się, że w naszej refleksji teologicznej i w debacie o Kościele pamięć o tej encyklice jest dość rzadka. Czy nie warto nadać tej refleksji nowej dynamiki – i czy nie jest już jednak zbyt późno wobec planów rewizji Veritatis splendor?

Przypomnijmy kilka faktów. Po pierwsze ta encyklika jest jedynym dokumentem w dziejach Magisterium Kościoła w całości prezentującym wykładnię nauczania kościelnego na temat doktryny moralnej. Jest dokumentem bazującym na Piśmie Świętym, na Tradycji, na filozofii klasycznej i – co raz jeszcze chcę podkreślić – na żywym świadectwie męczenników, którzy potwierdzili swoim męczeństwem treść doktryny Kościoła. Po drugie warto przypomnieć, że w swoim „Liście o kryzysie Kościoła” papież Benedykt XVI wyraźnie odwołał się do tej encykliki jako próby zatrzymania kryzysu w Kościele. Trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie – ta encyklika była i pozostaje szansą zapobieżenia kryzysowi w Kościele katolickim, zwłaszcza w aspekcie doktryny moralnej. Osłabienie rangi tej encykliki jest przyzwoleniem na kryzys. Dlatego ta encyklika domaga się nieustannej popularyzacji. Trzeba przyznać, że nie jest to dokument – w pewnych wątkach analitycznych – prosty. Tym bardziej domaga się wyjaśniania, tym bardziej domaga się rzetelnego wykładu.

Dramatem Kościoła w Polsce, ale chyba nie tylko, jest to, że znakomitym dokumentom św. Jana Pawła II towarzyszyła refleksja okolicznościowa. Wraz z wydaniem dokumentu pojawiały się komentarze, odbywały się sympozja i właściwie recepcja dokumentu się kończyła. Takie dokumenty, jak Veritatis splendor, jak Evangelium vitae czy Fides et ratio, to są dokumenty, które powinny być źródłem permanentnego nauczania Kościoła. Dobrze, że w tym roku pewne papieskie teksty zostają przypominane. We wrześniu odbędzie się dwudniowa konferencja organizowana przez Collegium Intermarium poświęcona przypomnieniu walorów Veritatis splendor. Ta konferencja zyskuje w obecnej sytuacji ogromnie na swoim znaczeniu. Potrzebny jest jednak wysiłek i aktywizacja całego Kościoła powszechnego, ale zwłaszcza Kościoła w Polsce, bo dziedzictwo myśli św. Jana Pawła II jest naszym szczególnym zobowiązaniem. Niezależnie od tego, jaki kształt przybierze ewentualny dokument dykasterii watykańskiej, punktem odniesienia dla teologii moralnej pozostanie Veritatis splendor.

Dziękuję za rozmowę. Szczęść Boże!

Daj Boże.

Czytaj także:

Nadchodzi uderzenie w Jana Pawła II. Kardynał Franciszka zapowiada rewizję nauczania papieża Polaka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(25)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie