Między T(t)radycją a sumieniem, między rolą papieża a zadaniami stojącymi przed każdym z wiernych… Pisze na ten temat ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr w atykule przesłanym portalowi PCh24.pl. A wszystko wokół wymiany opinii między prof. Aleksandrem Bańką a red. Pawłem Chmielewskim, która toczyła się w związku z próbą odszukania klucza do właściwego posłuszeństwa katolików wobec urzędu nauczycielskiego – i samego rozumienia tegoż urzędu.
***
Kilka dni temu otrzymałem drogą mailową tekst profesora Aleksandra Bańki, który z jednej strony stanowi polemikę z redaktorem Pawłem Chmielewskim z portalu PCh24, z drugiej natomiast obszerną, bardzo bogatą apologię urzędu papieskiego i jego stosunku do T(t)radycji Kościoła. Nie zamierzam polemizować z profesorem Bańką w tym, co dotyczy jego sporu z redaktorem Chmielewskim. W moim przekonaniu idzie tu o spór dwóch ludzi autentycznie zatroskanych o kształt wiary i Kościoła. Przedmiotem mojej refleksji chcę uczynić zasadniczy tok wykładu prowadzonego przez profesora Bańkę.
Wesprzyj nas już teraz!
Tradycja i tradycje
Dotyczy on najogólniej ujmując relacji Tradycji do urzędu papieskiego. Profesor Bańka zwraca uwagę na niejednoznaczność pojęcia „tradycja” akcentowanego w jednej z wypowiedzi redaktora Chmielewskiego. Pisze: „pojęcie tradycji jest bardzo złożone. Jeśli przyjrzeć się temu, jakie znaczenia przyjmuje ono na przestrzeni dziejów, wówczas można wyróżnić m.in. tradycję jako proces przekazywania (traditio activa), jako przekazane treści (traditio obiectiva), przekazywanie rzeczywiste (sposób i przykład życia, kult, instytucje), tradycję słowną (kazania, katechezy, pisma, nauka), przekaz pochodzący od samego Chrystusa (traditio divina), przekaz pochodzący od Apostołów lub z czasów apostolskich (traditio apostolica), czy wreszcie przekaz wspólnoty Kościoła z czasów poapostolskich (traditio ecclesiastica). W jakim znaczeniu używa słowa „tradycja” redaktor Chmielewski? On sam nie do końca chyba wie, w jakim”.
Oczywiście, ja także nie mogę wyrokować, w jakim znaczeniu użył słowa tradycja redaktor Paweł Chmielewski, gdy mówił:
„Jesteśmy zobowiązani papieżowi do posłuszeństwa wtedy, kiedy głosi w zgodzie z tradycją Kościoła katolickiego […]. Kiedy papież głosi coś niezgodnego z tradycją, to nie tylko nie jesteśmy zobowiązani, żeby być mu posłuszni, ale wręcz jesteśmy zobowiązani do tego, żeby go jakoś upominać, krytykować i tak dalej. Bo tradycja jest ważniejsza od papieża”.
Jestem pod wrażeniem erudycji profesora Bańki i tego uszczegółowienia wielu znaczeń tradycji. Temu uszczegółowienia u towarzyszy zresztą bardzo wiele przykładów historycznych, odwołań do bardzo wielu dokumentów papieskich różnej rangi i odnoszących się do różnych spraw. A całe to bogactwo erudycyjna służy uzasadnieniu wyrazistej tezy, którą stawia profesor Aleksander Bańka: „w toku systematycznie prowadzonych analiz teologicznych oraz w reakcji na zmieniający się kontekst dziejowy i kulturowy, treści tradycji poapostolskiej dotyczące wiary i moralności były pogłębiane, rozwijane i precyzowane [podkr. – moje]”. Przedstawione przez pana Profesora dokumenty kościelne w znakomity wręcz sposób dowodzą tej tezy.
Pozwolę sobie w tym miejscu jedynie zwrócić uwagę, że pan Profesor wyraźnie pisze o „pogłębianiu, rozwijaniu i precyzowaniu” treści tradycji, ale nie o zmianie.
Do wielkiego bogactwa teologicznego i historycznego rozważań profesora Aleksandra Bańki ośmieliłbym się dodać jeden tylko akapit– zupełnie współczesny. Dotyczy on dokumentu Międzynarodowej Komisji Teologicznej, Teologia dzisiaj: perspektywy, zasady i kryteria, z 2012 roku. Dokument ten w numerze 31 nawiązuje do rozróżnienia, którego dokonano podczas Soboru Watykańskiego II rozważając problematykę „Tradycji konstytutywnej” i „tradycji”. Być może właśnie to rozróżnienie Tradycji konstytutywnej i tradycji leży u podstaw wspomnianego sporu. Z pewnością to rozróżnienie jest bardzo istotne, tym bardziej że w tekście pana Profesora granice między treścią obu pojęć tradycji, jak i ich wagą zdają się niekiedy zacierać. Choćby w tym miejscu, gdy Profesor pisze o krytyce tradycji w dobie Reformacji, tradycji, której przykładem były „wynaturzenia kultu maryjnego, handel odpustami, itd.”.
Otóż wydaje mi się, więcej, jestem przekonany, że skoro redaktor Chmielewski umieszcza w swojej wypowiedzi słowo „tradycja” w kontekście Objawienia jako jedno z Jego źródeł, to wyraźnie ma na myśli „Tradycję konstytutywną”.
Kryterium interpretacji Tradycji
Niezależnie od tej niejasności, jest pewne, że profesor Bańka wskazując na niejednoznaczność pojęcia tradycji szeroko rozumianej, bardzo mocno akcentuje potrzebę kryterium interpretacyjnego. I upatruje to kryterium w urzędzie nauczycielskim papieża. „Ponieważ przyjmując szerokie rozumienie tradycji (z uwzględnieniem traditio ecclesiastica) nie da się rozumieć jej statycznie, jako zbioru niepodlegających korektom wypowiedzi; bo jest w niej wiele orzeczeń sprzed Vaticanum II, które zestawione razem wzajemnie się wykluczają i można je wytłumaczyć i uzgodnić tylko przyjmując dynamiczne rozumienie tradycji jako ciągłego twórczego procesu przyswajania prawd objawionych i dalszego przekazywania ich Kościołowi przyszłości – przekazywania wnoszącego zarazem w ten proces własną tożsamość pokoleń, kultur oraz społeczeństw. Dokonawcą tego procesu jest Duch Święty, który go wzbudza, prowadzi i nim kieruje, posługując się przy tym, niczym narzędziem, instrumentarium Urzędu Nauczycielskiego Kościoła na czele z papieżem”.
Trudno jest nie zgodzić się z profesorem Bańką. Wręcz chciałoby się jego słowa przywoływać w wielu współczesnych dylematach i debatach, które próbują kwestionować powagę nauczania papieskiego, a to w kwestii obrony życia ludzkiego i związanej z tym kwestii potraktowania aborcji jako czynu wewnętrznie złego (intrinsece malum), czyli takiego, którego nie da się uzasadnić moralnie żadnymi uwarunkowaniami. Chciałoby się przywoływać te słowa w kwestii oceny antykoncepcji, która jest faktycznie aktem sprzeciwu wobec Boga z Jego aktem stwórczym, pojawiającym się w przestrzeni miłości oblubieńczej wyrażanej integralnym językiem dwojga osób, w tym językiem ciała. I w wielu innych kwestiach.
Profesor Bańka bardzo słusznie (jeśli wolno mi ocenić) docenia rolę urzędu nauczycielskiego papieża w zakresie interpretacji tradycji, przypominając, że może ona być poddana tej interpretacji w zakresie pogłębiania, precyzowania i rozwijania.
Ale jak potraktować – przyjmijmy na moment taką hipotezę – sytuację, w której dokonuje się interpretacja zmieniająca Tradycję?
Profesor Bańka podkreślając rolę urzędu papieskiego zwraca zarazem uwagę, że ten urząd nie działa w sposób absolutystyczny. „Czy to znaczy, cały dynamizm tradycji musi nieuchronnie dokonywać się w cieniu jego arbitralnych decyzji? Niekoniecznie. Owszem, ostatecznie zawsze decyduje papież, ale sam proces rozwoju, potwierdzania, interpretacji oraz reinterpretacji składowych tradycji może dokonywać się w oparciu o doktrynę sensus fidei Ludu Bożego”.
Zostawmy na razie te dwie myśli – wszakże niezwykle istotne, a mianowicie, że interpretacja oznacza proces zgłębiania i precyzowania, ale nie zmiany. I myśl drugą, że papież funkcjonuje, a raczej pełni swój urząd w bezpośrednim kontekście Ludu Bożego.
Problemy, które zostają podjęte w przywoływanej debacie nie są, jak łatwo się domyśleć, czymś zupełnie nowym w dziejach Kościoła katolickiego.
Toast za sumienie
Pragnę z tego bogactwa dyskusji, sporów i kontrowersji wydobyć jeden znamienny i powszechnie znany epizod. Chodzi mi o niewielką książkę napisaną w formie listu przez św. Johna Henry’ego Newmana „A Letter adressed to the Duke of Norfolk, on occasion of Mr. Gladstone’s Expostulation of 1874” (“List skierowany do Księcia Norfolka z okazji protestu Pana Gladstone’a z 1874)”. W tym liście anglikański konwertyta zapisał słynne zdanie: „gdybym był zobowiązany do wprowadzenia religii do toastów po obiedzie (co po prawdzie nie wydaje mi się najlepszą rzeczą), wzniósłbym toast, jeżeli chcecie, na cześć Papieża; jednakże najpierw na cześć Sumienia, potem na cześć Papieża”.
Faktem jest, że ten „toast” bywał i jest często jest interpretowany jako antagonizm między kościelnym Magisterium a sumieniem. U podstaw takiej błędnej interpretacji jest błędne rozumienie urzędu papieża, którego wyrazem jest przeciwstawianie go prymatowi sumienia. Otóż istotą urzędu papieskiego jest to, że urząd ten wyrasta z prymatu sumienia i zabezpiecza ten prymat. Współcześnie jest to kwestia trudna do przyjęcia – bowiem współczesny człowiek nosi w sobie przeciwstawianie autorytetu i podmiotowości.
Kiedy wczytamy się dokładnie w „toast” Newmana i cały jego kontekst jasnym staje się to, co umyka dzisiaj uwadze w różnych sporach – tym, co pośredniczy między autorytetem a sumieniem jest prawda. Cala pozycja i wartość pojęcia sumienia czerpie swoje znaczenie z centralnej pozycji prawdy. Jak to podkreślał przed laty kard. Ratzinger w swoim wykładzie na temat owego słynnego „toastu”, sumienie nie wyraża niezależności podmiotu wobec roszczeń autorytetu w świecie, ale oznacza raczej obecność głosu prawdy w samym podmiocie, głosu, który wiąże jego wolność. Sens słów Newmana należy zatem odczytać jako wezwanie do tego, by być posłusznym raczej poznanej prawdzie, niż własnym upodobaniom, nawet jeśli czyni się to wbrew uczuciom, więzom przyjaźni i wspólnej drogi. Newman domaga się zatem pierwszeństwa prawdy przed dobrocią, którą można rozumieć jako ugodę, kompromis z na przykład opinią społeczną, nawet jeśli ta opinia jest tworzona przez jakieś gremia, wspólnoty osadzone we wspólnocie Kościoła, ciała doradcze.
Kard. Ratzinger przypominał zarazem, że odpowiednikiem współczesnego sporu sumienia i Magisterium Kościoła jest historyczny spór Sokratesa i Platona z sofistami. Wyrażał on dwie przeciwstawne postawy. Jedną była postawa zaufania w ludzką zdolność poznania prawdy, drugą natomiast pogląd, według którego człowiek sam tworzy dla siebie miarę. Spór był o tyle istotny, że pokazywał, iż zwątpienie w poznawcze zdolności człowieka prowadzić może do czysto formalnego używania słów i pojęć. To zaś sprawia, że pomija się treść, jak również pytania o wartość racji stojących za poglądami. Ocena polega wówczas na przyporządkowaniu ich do odpowiedniej kategorii formalnej: konserwatywne, reakcyjne, fundamentalistyczne, postępowe, rewolucyjne. Ostatecznie, można stwierdzić, że tam, gdzie nie liczy się już treść i racja, a jedynie czysta prakseologia, najwyższym kryterium staje się już tylko efektywność. Na przykład troska o zwiększenie liczby wyznawców, o towarzyszenie ludziom w sytuacjach nieregularnych, o praktykę pastoralną nie kładącą nadmiernej uwagi na kwestie doktrynalne.
W centrum sprawy owego konfliktu leży samo rozumienie sumienia. Raz jeszcze przywołam myśl kard. Ratzingera, który przypominał, że średniowieczna tradycja wskazywała, iż sumienie obejmuje dwa poziomy. Jednym jest „synderesis”, które średniowiecze wywodziło ze stoickiej nauki o kosmosie; a którego znaczenie zbliżało się do platońskiej koncepcji „anamnesis”. Drugim poziomem jest sumienia właściwe, aktualne, czyli „conscientia”. Jeśli przyjąć, idąc tym tropem, że synderesis/anamnesis wskazuje, że w tym fenomenie dane nam jest coś w rodzaju źródłowej wiedzy o dobru i prawdzie, wewnętrzny sens, zdolność przypomnienia tego, do czego powinien zmierzać człowiek w swojej jego istocie, to wówczas można odczytać w sposób bardzo konstruktywny „toast” Newmana.
Jest on w swej istocie przypomnieniem, że papież nie ma prawa wymagać od wierzących posłuszeństwa normom moralnym tylko dlatego, że uważa to z jakichś względów za pożyteczne. Ma natomiast takie prawo i powinność dlatego, że prowadzi wierzących (pomaga im) w drodze do anamnesis. Bowiem sumienie jako anamneza potrzebuje niejako pomocy z zewnątrz, by dojść do pełniejszej świadomości siebie. Jak dopowiada kard. Ratzinger istotą nauczycielskiego urzędu papieża jest bycie adwokatem chrześcijańskiej anamnezy. Dlatego papież nie narzuca niczego wiernym, ale rozważa chrześcijańską pamięć i broni jej.
Mam oczywiście świadomość, że zarówno „toast” Newmana, jak i interpretacja tego toastu nie dotyczy w swej istocie tradycji i jej stosunku do urzędu papieskiego. Ale to właśnie „toast” angielskiego Kardynała pozwala dostrzec dobitnie i czytelnie istotę powinności płynącej z urzędu papieskiego – bycie adwokatem chrześcijańskiej anamnezy, bycie wsparciem i pomocą w rozeznawaniu meandrów Tradycji konstytutywnej i tradycji mniej istotnych, bycie pomocą w rozeznawaniu wątpliwości sumień.
Właśnie – pomoc w rozeznaniu wątpliwości sumień. Wątpliwości – dubiów.
Współczesne wątpliwości
Oczywiście, cała polemika prof. Aleksandra Bańki z red. Pawłem Chmielewskim, jak i moja glosa do tego sporu nie maja charakteru traktatu teologiczno-etyczno-historycznego. Są osadzone we współczesności, a konkretniej mówiąc w wątpliwościach związanych z pontyfikatem papieża Franciszka, czy może jego medialnym przekazem, czy może jego interpretacjami…
Tych wątpliwości jest bardzo wiele. Ich lista się wydłuża. Nie sposób ich w tym miejscu nawet wyliczyć. Pozwolę sobie jednak na jedną ikoniczną ilustrację, którą jest spór wokół „Amoris laetitia”. Papieska adhortacja jest dla jednych znakiem hermeneutyki ciągłości w odniesieniu do Tradycji Kościoła, jest wyłącznie zaakcentowaniem większej pedagogii wrażliwości w stosunku do konkretnych osób znajdujących się w trudnych sytuacjach życiowych, empatii, miłosierdzia… Dla innych jest zerwaniem Tradycji i to w sposób niemożliwych do przewidzenia konsekwencji – jeśli bowiem naruszona zostaje jedność więzi i nierozerwalność więzi małżeńskiej budowanej na wzór jedności Chrystusa z Kościołem, to jak należałoby reinterpretować sakramentologię, eklezjologię? Spór toczy się na płaszczyźnie doktrynalnych interpretacji, ale i na płaszczyźnie drobnych, acz znamiennych polemik.
Na jednej z konferencji w Polsce poświęconych „Amoris laetitia”, na przekonywania niedawno zmarłego ks. prof. Eberhardta Schockenhoffa, że adhortacja Franciszka jest wierną kontynuacją i rozwinięciem nauczania moralnego Jana Pawła II, ks. prof. Livio Melina zapytał retorycznie: „Eberhardt, czy możesz mi podać w tej adhortacji jedno odniesienie do „Veritatis splendor” św. Jana Pawła II”? Pytanie było o tyle też celne, że można wskazać nieliczne odwołania do adhortacji „Familiaris consortio”, te jednak podane są w sposób zmanipulowany (zdaniem niektórych komentatorów).
Krótko mówiąc jest spór o wierność czy niewierność Tradycji ze strony Papieża, jest spór o to, czy Papież twórczo interpretuje te tradycję, czy ją przekształca. A w tym sporze są sumienia. Sumienia Ludu Bożego, który ma służyć pomocą – jak zaznacza prof. Bańka papieżowi – poprzez sensus fidei, zmysł wiary. Ale ten sam Lud Boży ma prawo oczekiwać pomocy ze strony tego, który winien być „adwokatem chrześcijańskiej anamnezy”.
Przedstawiciele tego Ludu o tę pomoc prosili. Nie na zasadzie neoreformacji, jak sugeruje prof. Bańka. Uczynili to w synowskim posłuszeństwie wobec Papieża, formułując najpierw „Dubia” czterech kardynałów, a potem „Correctio filialis”. Papież milczał. Papież zamilkł. Odpowiedział na list na przykład biskupów argentyńskich, którzy dubiów nie mieli, tylko upewniali się co do zrywającego z Tradycją sposobu interpretacji domniemanego przyzwolenia na komunię dla osób rozwiedzionych, żyjących w ponownych związkach niesakramentalnych.
Milczenie papieża coraz bardziej niepokoi. Najnowszym akcentem tego milczenia, jest audiencja Prezydenta Stanów Zjednoczonych u Biskupa Rzymu. Wedle przekazów amerykańskiego prezydenta, papież miał go utwierdzić w tym, że jest on dobrym katolikiem i powinien przystępować do komunii świętej. Wiadomo, że to autopromocyjne wyznanie Bidena jest wypowiadane w kontekście jego poglądów proaborcyjnych. A zatem poglądów radykalnie zrywających z Tradycją konstytutywną Kościoła, potwierdzoną w ostatnich dziesiątkach lat choćby w postaci encykliki „Evangelium vitae”, a zatem dokumentu najwyższej rangi w Kościele katolickim. Biuro prasowe Stolicy Apostolskiej nie komentowało tych wstrząsających wyznań amerykańskiego prezydenta, tłumacząc się, że nie komentuje wypowiedzi osób trzecich, goszczących u papieża. To jest oczywiście zrozumiałe, ale mniej zrozumiały jest niewykorzystanie tej szansy, jaką stworzył przywódca amerykański, by przypomnieć, że nie komentując tej wypowiedzi – Stolica Apostolska przypomina jednocześnie stanowisko papieża potwierdzające Tradycję kościoła i stanowiącą obiektywną normę dla katolickich sumień. Wydaje się, że milczenie w obliczu takich wątpliwości nie jest złotem.
Ten sposób niesłuchania jednych, a skwapliwego słuchania innych, milczenia w stosunku do ważnych pytań i wątpliwości wyrażanych w celu dotarcia do anamnezy – wiedzy o źródłowym dobru potrzebny w drodze do świętości – niezbyt dobrze wróży synodalności, która ma być pomocą Papieżowi. Nawet, jeśli osoba prof. Aleksandra Bańki, obecnego na Synodzie, ma wspierać z całej siły urząd papieski, niezależnie do Tradycji.
Ks. Paweł Bortkiewicz TChr
Tytuł oraz wybór fragmentów pogrubionych pochodzą od Redakcji