Sławomir Mentzen zadeklarował w piątek, że – jeśli zostanie prezydentem – będzie oczekiwał, że Rada Ministrów przyjmie jego ustawy; w przeciwnym razie będzie wetował ustawy rządowe. Nie będzie żadnej „miękkiej gry” – powiedział w piątek w Płocku prezes partii Nowa Nadzieja i jeden z liderów Konfederacji.
Pod koniec sierpnia na konwencji wyborczej Mentzen oficjalnie ogłosił swój start w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. W piątek polityk zorganizował otwarte spotkanie na płockim Starym Rynku, na którym mówił m.in., że nie zgadza się z formułą, iż „prezydent to ma być taka marionetka, która ma nie przeszkadzać rządowi”.
– Jeżeli zostanę prezydentem, to będę oczekiwał od rządu, że albo przyjmie moje ustawy, albo ja będę wetował jego. Tu nie będzie żadnej „miękkiej gry”. Jeżeli rząd będzie chciał, żebym podpisał mu jaką ustawę, to najpierw będzie musiał przyjąć moją ustawę, czy to deregulującą jakąś biurokrację, czy to obniżającą, upraszczającą podatki, czy jeszcze jakąkolwiek inną – zaznaczył.
Wesprzyj nas już teraz!
Według Mentzena „prezydentura powinna być aktywna i niezależna”. Przekonywał, że sam jest „wyjątkowo niezależny, zarówno pod względem finansowym, jak i politycznym”, bo – jak mówił – „nie ma żadnego prezesa partii nad sobą”.
Polityk ocenił też, że Polacy przyzwyczaili się przez wszystkie dotychczasowe kadencje, że „prezydent to jest taki ktoś, kto nic nie może, kto pilnuje żyrandola, wręcza ordery, ułaskawia przestępców, urządza jakieś przyjęcia, czasem coś powie w przemówieniu, którego nikt nie słucha”.
– Gdybym wygrał te wybory, to byłbym najaktywniejszym prezydentem, ale właśnie nie pod względem liczby wręczonych orderów czy ułaskawionych przestępców, a złożonych projektów ustaw i zawetowanych projektów ustaw – zadeklarował Mentzen. Dotychczasowym prezydentom Mentzen zarzucił, że – jak ocenił – „posłusznie zgadzają się na wszystko co wyszło z Sejmu”, wetując poniżej 1 proc. ustaw.
Mentzen zauważył, że często też słyszy zarzut, że nie nadaje się na prezydenta Polski, bo jest zbyt mało dyplomatyczny, za bardzo uparty i po trupach dąży do celu. – Tak, to jest prawda, taki właśnie jestem – powiedział, dodając jednocześnie, że – jego zdaniem – problemem dotychczasowych prezydentów było to, że oni się nie potrafili „się uprzeć” i np. odmówić podpisu pod ustawą, bo jest szkodliwa.
Mentzen zadeklarował, że – jeśli zostanie prezydentem – nie podpisze żadnej ustawy komplikującej lub podnoszącej podatki ani żadnej, którą uzna za szkodliwą, niezależnie od tego – jak mówił – ilu prezesów partii będzie go namawiać i ilu ambasadorów wyrazi bardzo głębokie niezadowolenie. Jego zdaniem należy skończyć z tym, że prezydenci i premierzy Polski, „bez przerwy się do kogoś dostosowują, na spotkaniach zagranicznych chodzą tak cichutko na paluszkach, żeby broń Boże nie urazić czyichś zagranicznych uczuć”.
Apelując do uczestników spotkania, polityk mówił m.in.: Nie możemy być tym pokoleniem, które w przyszłości zostanie zapisane w podręcznikach jako to, które postanowiło zakończyć projekt tysiącletniego państwa polskiego. Według Mentzena Polacy nie mogą „oddać suwerenności Brukseli i Berlinowi”, nie mogą „dać się zastąpić przez imigrantów” i nie mogą być nieprzygotowani pod względem obronności do ewentualnej konfrontacji z Rosją.
– Mam głębokie przekonanie, że jesteśmy w stanie, jako naród, jeszcze osiągnąć rzeczy wielkie, jesteśmy w stanie zbudować silną, bogata Polskę. I mam głębokie przekonanie, że wiem, jak to zrobić – powiedział Mentzen, dodając, że właśnie dlatego postanowił kandydować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Mentzen to pierwszy kandydat, który zadeklarował swój start w następnych wyborach prezydenckich, które mają się odbyć w 2025 roku. Wybory te nie zostały jeszcze oficjalnie zarządzone – zgodnie z Konstytucją zarządza je bowiem marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta.
Źródło: PAP