Nie tylko wschodnie Niemcy. Również w Austrii po niemal pewne zwycięstwo idzie wyraziście prawicowa Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ).
29 września odbędą się w Austrii wybory do parlamentu. Według aktualnych sondaży na zdecydowane zwycięstwo może liczyć prawicowa FPÖ kierowana przez Herberta Kickla. Ugrupowanie może otrzymać głosy 29 proc. wyborców. Na drugim miejscu plasuje się chadecka ÖVP z poparciem 23 proc., a następnie socjaldemokratyczna SPÖ (20 proc.), liberalna Neos (9 proc.) oraz Zieloni (8 proc.).
Czy oznacza to, że w kraju zmieni się rząd? Obecnie władzę w Austrii sprawuje dość egzotyczna koalicja ÖVP z Zielonymi. Obie partie prawdopodobnie chciałyby przedłużyć swoją władzę, ale może to być bardzo trudne. W poprzednich wyborach w 2019 roku ÖVP otrzymała aż 37 proc. głosów, a Zieloni 14 procent. Obecne sondaże wskazują, że wyborcy są głęboko rozczarowani polityką, którą prowadzi ta koalicja. Poparcie dla FPÖ z kolei bardzo wzrosło – poprzednio partia otrzymała 16 proc. głosów.
Wesprzyj nas już teraz!
Problem w tym, że do koalicji z FPÖ żadne ugrupowanie nie jest zbyt chętne.
FPÖ to partia zdecydowanie narodowa. Propaguje ideę Austrii-Twierdzy (Festung Österreich). Chodzi między innymi o zdecydowanie ostrzejszą politykę migracyjną. Ugrupowanie chciałoby zakazać łączenia rodzin oraz odrzucać wszystkie wnioski azylowe. Przede wszystkim jednak Kickl mówi otwarcie o „remigracji”, czyli masowym wydalaniu z Austrii niechcianych przybyszów.
Przez wiele lat FPÖ proponowała dość socjalny program gospodarczy, ale teraz to się zmieniło. Herbert Kickl deklaruje wolę prowadzenia liberalnej polityki gospodarczej. W ten sposób chce zbliżyć się do chadeckiej ÖVP i ułatwić stworzenie koalicyjnego rządu.
Dla ÖVP może to być jedyna szansa, by w ogóle rządzić. Zbudowanie koalicji z samymi Zielonymi byłoby niemożliwe, a sojusz z socjaldemokratyczną SPÖ byłby programowym absurdem, jako że socjaldemokracja w Austrii mocno skręciła w lewo. Takie same trudności stwarzałby sojusz z liberalnymi Neos.
Komentatorzy w Austrii nie widzą tak naprawdę żadnej stabilnej alternatywy dla koalicji FPÖ-ÖVP. Jest jednak poważny zgryz. Szef ÖVP Karl Nehammer konsekwentnie odmawia współpracy z szefem FPÖ Kicklem, oskarżając go o rzekome ciągoty autorytarne. Kickl proponuje na przykład możliwość odwołania rządu przez naród w głosowaniu, co według Nehammera miałoby podważać demokrację. W koalicji FPÖ-ÖVP po jesiennych wyborach urząd kanclerza musiałby jednak przypaść tej pierwszej partii – FPÖ wyraźnie odrzuca możliwość oddania tego stanowiska chadekom i zajęcia w rządzie miejsca junior-partnera.
Jeżeli do takiej koalicji rzeczywiście dojdzie, oznaczałoby to stworzenie w Austrii dość wyraziście prawicowego rządu.
Poprzednio analogiczna koalicja rządziła już w latach 2019-2020. Kanclerzem był wówczas chadek Sebastian Kurz, a wicekanclerzem Heinz-Christian Strache z FPÖ. Rząd upadł jednak w roku 2020 w związku ze skandalem związanym z kontaktami Strachego z Rosjanami (tzw. Ibiza-gate). Kurz zawiązał wówczas nowy gabinet z Zielonymi. W 2021 roku Kurz ustąpił w związku z aferą korupcyjną w swojej partii, a jego następcą został Karl Nehammer, kontynuując współpracę z Zielonymi. Z kiepskimi efektami, na co wskazują omawiane wyniki sondażowe.
Rząd z FPÖ jest potencjalnie niebezpieczny także ze względu na stanowisko Brukseli. W 2000 roku powstał pierwszy taki gabinet, z kanclerzem z ÖVP. Do rządu wszedł wówczas m.in. ówczesny lider FPÖ, Jörg Haider, co wywołało potężny polityczny kryzys – 14 państw UE nałożyło na Austrię sankcje. Od tego czasu sytuacja wprawdzie się uspokoiła i nie wydaje się, by po zawiązaniu nowego rządu z FPÖ doszło do podobnych ekscesów, choć partia jeszcze nigdy nie miała swojego kanclerza.
Pach