Można się czasami zastanawiać, po co komu rozmaite „dni czegoś tam”? Odpowiedź jest prosta – to często pretekst do narzucania rozmaitych ideologicznych pomysłów. 17 maja nie tylko internet, lecz cały „postępowy świat” obchodził „międzynarodowy dzień przeciw homofobii, transfobii i bifobii” i zaroił się od pseudotęczowych barw. Tegorocznym hasłem przewodnim obchodów było: „Zawsze razem: połączeni w naszych różnorodnościach”. Brzmiało prawie jak komunistyczne „proletariusze wszystkich krajów łączcie się!”.
Na oficjalnych stronach polskiego Rzecznika Praw Obywatelskich można było sobie poczytać, że ten „dostrzega trudną sytuację i stara się aktywnie przeciwdziałać zjawiskom nierównego traktowania i dyskryminacji osób LGBT+ w Polsce”. Dalej RPO przypomina swoje działania „w sprawie uchylenia samorządowych uchwał anty-LGBT” i dodaje, że „kontynuuje działania w celu wyeliminowania z obrotu prawnego podjętych przez organy stanowiące niektórych jednostek samorządu terytorialnego uchwał przeciw ideologii LGBT, dyskryminujących osoby nieheteronormatywne i transpłciowe”. Warto zwrócić uwagę, że sformułowanie ideologia LGBT jest tu wzięte w cudzysłów. Najwyraźniej upublicznianie „preferencji łóżkowych” rozmaitych grup, czy np. oswajanie z różnymi zboczeniami dzieci, to tylko forma „równości”. Brak zgody na realizację kolejnych postulatów nowego proletariatu spod znaku „tęczy”, to w rozumieniu RPO dyskryminacja. Te postulaty to np. uznanie jednopłciowych pseudomałżeństw, seksualizacja dzieci od przedszkola, wprowadzenie zakazu krytyki grzechu sodomii czy ochrony dzieci przed nieszczęściami związanymi z tzw. zmianą płci.
Wesprzyj nas już teraz!
„Ochroniarz” czuje się kobietą
Na razie lobby LGBT wyważa drzwi normalności mnożeniem kazusów prawnych. A to homopara przywozi akt urodzenia dziecka, w którym są wpisane np. dwie matki i domaga się uznania tego faktu w polskim USC; a to „osoba transpłciowa” zatrudniona w firmie ochroniarskiej na podstawie umowy cywilnoprawnej, czując się przedstawicielką płci żeńskiej skarży w sądzie konieczność zakładania męskiego umundurowania. RPO zresztą przyłączył się do tej sprawy po stronie powoda. Walczy też o „poprawę sytuacji osób interpłciowych w Polsce”. Rzecznik martwi się, iż dzieci bez wyraźnych cech płciowych są poddawane operacjom korygującym wygląd ciała z normą płciową, bo w okresie niemowlęcym, z „oczywistych powodów najczęściej przeprowadzane są one bez świadomej zgody osób, których dotyczą”. W tekście RPO nie widać jednak zmartwienia losem dzieci, które są krzywdzone modą na „transpłciowowość” i genderowym wmawianiem niedojrzałym jeszcze ludziom, że mogą sobie swobodnie wybierać męskość bądź kobiecość.
Przy lekturze tekstu RPO przygotowanego na „dzień przeciw homofobii, transfobii i bifobii” warto przypomnieć, że dr Marcin Wiącek został w 2021 rzecznikiem praw obywatelskich dzięki poparciu także PiS. Może i jest bardziej „umiarkowany” od poprzednika, Adama Bodnara, ale pokazuje to sprzeczne komunikaty partii rządzącej, która oficjalnie wzdraga się przez „tęczowymi” wynaturzeniami (minister Przemysław Czarnek), ale w praktyce jakoś tę żabę łyka, np. nie wypowiadając genderowej Konwencji Stambulskiej.
Inni idą dalej… Przykład dał Macron
Obserwując 17 maja nie tylko „lewą” stronę mediów społecznościowych, miało się jednak wrażenie, że konserwatyzm polskiego społeczeństwa jest już tylko przysłowiowy. Zalew „tęczowych” wpisów był przerażający. Na pocieszenie można stwierdzić, że były to jednak wpisy osób prywatnych czy polityków, którzy ciągle pozostają w opozycji. Dla zrozumienia co nas czeka, kiedy dojdą do władzy, można dać przykład Francji.
Tam „dzień przeciw homofobii, transfobii i bifobii” czcił nawet prezydent. Emmanuel Macron, który napisał, że „na forach międzynarodowych, na całym świecie, Francja przekazuje to przesłanie głośno i wyraźnie. Kontynuujmy pracę na rzecz równości”. Za prezydentem poszedł cały aparat państwa, niemal bez wyjątku. Strojenie się w „tęcze” i oddawanie hołdu lobby LGBT dotyczyło ministerstw, ambasad, konsulatów, prefektur, kuratoriów, nawet policji krajowej i żandarmerii. Niektórzy mówili już wręcz o… przedawkowaniu.
„Tęczowy wyścig” ministrów
Ministerstwa wręcz prześcigały się w rozmaitych pomysłach ogłaszanych 17 maja. I tak resort edukacji zadekretował stworzenie w każdej szkole „atmosfery przyjaznej LGBT”, a minister edukacji Pap Ndiaye ogłosił wielką kampanię „uświadamiającą”, która ma objąć uczelnie i szkoły średnie. Jej hasło brzmi „Tutaj możemy być sobą”. Według ministerstwa, celem jest „pełne umożliwienie życia swoją tożsamością”.
Rzecz jasna, będą i problemy. Biorąc pod uwagę liczbę uczniów wyznających islam, zapewne kampania natrafi na opór. Niedawno w sąsiedniej Belgii uczniowie college’u z Genk zdemolowali stoisko LGBT z okrzykami Allach Akbar! podczas szkolnej akcji „przeciwko homofobii”, zorganizowanej pod patronatem miasta.
Jednak „postępowy” i „wielokulturowy” minister edukacji Ndiaye od początku urzędowania zapowiadał, że chce zrobić „zdecydowany krok na rzecz osób LGBT+” w środowisku szkolnym. W ramach obecnej kampanii przygotowano już „materiały edukacyjne poruszające kwestie związane z dyskryminacją i stereotypami opartymi na orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej”. Na stronach internetowych ministerstwa zamieszczono też materiały dla nauczycieli pod nazwami: „Przeciwdziałanie LGBT-fobii w szkołach” oraz poradnik „Jak przeciwdziałać LGBT-fobii?”
Wychowanie przez sport w nowej oprawie
Udział w tym wyścigu i prezentowaniu wsparcia dla lobby LGBT wzięły ministerstwa ekonomii i finansów, sprawiedliwości, terytoriów zamorskich, a nawet osobno Konsulat Francji w Krakowie… Na „wyróżnienie” zasługuje jednak Ministerstwo Sportu. Resort zapowiedział utworzenie grupy ekspertów, która ma stworzyć ramy „integracji” osób transpłciowych w sporcie. Minister Amélie Oudéa-Castéra mówiła o ustalaniu kryteriów „promowania integracji” osób transpłciowych w sporcie wyczynowym. Owi „eksperci” zaczną pracować już jesienią. Zapowiedź padła zresztą podczas specjalnego sympozjum zorganizowanego przez komitet organizacyjny Igrzysk Olimpijskich w 2024 roku w Paryżu, pod hasłem „walki z homofobią w sporcie”.
Kilka dni wcześniej pod patronatem minister Oudéa-Castéry zorganizowano już po raz piąty „dni walki z homofobią” na stadionach piłkarskich w czasie rozgrywek 1. i 2. ligi francuskiej. Tutaj wystąpiły podobne problemy jak w szkołach, za sprawą piłkarzy wyznających islam. Część zawodników koszulek z „tęczowymi” symbolami założyć nie chciała. Dotyczyło to zwłaszcza meczu Tuluzy z Nantes. Kilku graczy nie wybiegło na boisko i zostało ukaranych. Minister jednak nadal uważa, że sport jest idealnym środkiem do narzucania ideologii LGBT oraz swoistą próbą „kastracji” zbyt męskich kibiców. Ci usiłowali protestować, ale takie akcje spacyfikowano karami nakładanymi na kluby.
Tegorocznym przesłaniem „tęczowej kolejki” było hasło „gej czy hetero, wszyscy nosimy taką samą koszulkę”. Władze się martwią, bo jak dotąd żaden czynny zawodowy piłkarz we Francji jeszcze coming-outu nie wykonał. Hasło można potraktować więc jako zachętę… Minister wyrażała żal, że „we Francji nie mamy 100 procent graczy, którzy odnajdują się w przesłaniu o niedyskryminacji”. Powoli się to jednak zmieni, bo na „heteryków” przygotowywany jest bat. Minister popiera pomysł automatycznego zakazu stadionowego już za same „wypowiedzi homofobiczne” kibiców. Wspiera ją kolektyw Rouge Direct, specjalizujący się w „walce przeciwko homofobii” w piłce nożnej oraz innych dyscyplinach sportowych. Rouge Direct prosi o kolejny krok i wprowadzenie procedur natychmiastowego zatrzymywania kibiców „w przypadku incydentów o charakterze homofobicznym”. Chcą, by za politykę „zera tolerancji dla homofobii” odpowiadało kierownictwo lig piłkarskich oraz kluby.
„Włączanie” w armii
Tyle w sporcie. Jako ukłon pod adresem środowiska LGBT i „tolerancji” można też potraktować dopuszczenie nosicieli wirusa HIV do służby w wojsku. Minister obrony Sébastien Lecornu zapowiedział, że osoby seropozytywne będą mogły wstępować w szeregi armii i żandarmerii oraz do straży pożarnej w Paryżu i Marsylii”, za które to formacje odpowiada jego resort. Jeszcze w ubiegłym roku szef MSW Darmanin otworzył drzwi dla nosicieli wirusa HIV w policji. Podobno „najnowsze badania naukowe wykazały, że osoby zakażone wirusem HIV i otrzymujące leczenie antyretrowirusowe już nie przenoszą wirusa HIV”. Gorzej będzie jeśli np. na froncie zapomną owych leków przyjąć. Przeciwnik nie będzie się musiał zbytnio wysilać.
Ryba psuje się od głowy, ale genderyzm obecnie dociera we Francji nawet do małych wiosek. Przykład z ostatnich dni pochodzi z gminy Saint-Senoux w bretońskim departamencie Ille-et-Vilaine. Urządzono tam „warsztaty czytania dla dzieci na temat tożsamości płciowej” prowadzone przez tzw. drag-queen. Temat „Równość płci, porozmawiajmy o tym” miał być wstępem do „dekonstrukcji stereotypów”, czyli „samoakceptacji siebie i innych”. Przekazywanie takich treści dzieciom nie pozostawia wątpliwości, że chodzi tutaj o inwazję genderowej ideologii wobec najmłodszych. W obronie dzieci wystąpiła co prawda grupa młodych ludzi ze stowarzyszenia L’Oriflamme Rennes, która zorganizowała pod biblioteką pikietę, ale spotkanie z udziałem najmłodszych w wieku od 2 do 6 lat i tak się odbyło. Protestujący w Bretanii zostali oskarżeni o „skrajnie prawicowy aktywizm”, a odpowiedzialne za demoralizację dzieci merostwo ma pełne wsparcie władz. W normalnych warunkach tęcza pojawia się po burzy, w tym przypadku może być odwrotnie…
Bogdan Dobosz