22 sierpnia 2024

Roberto de Mattei: Ameryka czy Rosja? Co jest mniejszym złem dla Europy?

(Prof. Roberto de Mattei)

Katolicka doktryna mniejszego zła pozwala zrozumieć, że zależność Europy od Stanów Zjednoczonych jest lepsza, niż zależność od Rosji i komunistycznych Chin. Jednak właściwym celem i nieodwołalnym ideałem jest przywrócenie katolickiej cywilizacji. Pisze o tym profesor Roberto de Mattei.

Istnieje katolicka doktryna mniejszego zła, którą można podsumować w następujących zdaniach:

1.Nigdy nie można w sposób pozytywny i bezpośredni popełnić nawet najmniejszego zła;

Wesprzyj nas już teraz!

2.Żeby uniknąć większego zła można tolerować mniejsze zło popełniane przez innych, pod warunkiem, że nie aprobuje się go jako takiego oraz pamięta się, że istnieje większe dobro, do którego należy dążyć.

Doktryna ta jest fundamentalna dla znalezienia orientacji w epoce zamętu, w której zatracone zostało samo pojęcie zasady: «Bonum ex integra causa, malum ex quocumque defectu» (św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologiae I-IIae, q. 18, a. 4 ad 3).

W świetle tej zasady katolik nie może nigdy zagłosować ani zatwierdzić prawa aborcyjnego, nawet w ograniczonym zakresie, ale może zagłosować na kandydata, który nie jest integralnym antyaborcjonistą. Dlatego jest możliwe, by amerykański katolik zagłosował na Donalda Trumpa, choć jego stanowisko w sprawie aborcji, jak zauważył Edward Feser [amerykański katolicki filozof i publicysta – red.], pozostawia wiele do życzenia.

Trump opowiada się za legalnością aborcji w przypadku gwałtu, kazirodztwa i zagrożenia dla matki. Ogranicza się też do traktowania takiego «państwowego morderstwa» jako kwestii czysto proceduralnej, którą powinien regulować rząd, centralny albo lokalny. W programie Partii Republikańskiej ogłoszonym na konwencji w Milwaukee 8 lipca po raz pierwszy od czterdziestu lat nie zawarto odniesienia do ogólnokrajowego zakazu aborcji. W przeciwieństwie do swojej kontrkandydatki, Kamali Harris, Trump nie wciąga jednak aborcji na swój sztandar.

Socjalistyczny i egalitarny program Harris przewiduje przywrócenie konstytucyjnego prawa do aborcji, które wprowadziło orzeczenie w sprawie Roe w. Wade z 1973, a które zostało anulowane przez decyzję Sądu Najwyższego z 24 czerwca 2022 roku. Co więcej, podczas prawyborów w roku 2019, Kamala ogłosiła, że w pierwszym dniu urzędowania w Białym Domu podpisze ustawę o równości (Equality Act), która ma zagwarantować wszelkie prawa światu LGBT (zob. nt. jej książkę: The Truths we hold. An American journey, Vintage 2021, s. 112-120).

Jeżeli to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej lewicowy niż Kamala Harris jest kandydat Demokratów na wiceprezydenta, Tim Walz, członek partii z Minnesoty. Jeśli Demokraci zwyciężą w listopadowych wyborach, to pomimo medialnych nacisków na Kamalę Harris o umiarkowanie, proces moralnej dekadencji Stanów Zjednoczonych zostanie przyspieszony przez duet Harris-Walz, jeden z najbardziej progresywnych w historii tego kraju.

Można żałować, że Partia Republikańska nie zdołała wyłonić lepszego kandydata, niż Donald Trump. Kamala Harris reprezentuje jednak bez wątpienia większe zło, którego należy unikać. Trump zasługuje na krytykę z wielu powodów, ale nie jest uprawnione przyzwolenie na zwycięstwo Harris poprzez głosowanie na nią lub wstrzymanie się.

W przypadku polityki międzynarodowej duża zmiana jest mało prawdopodobna, niezależnie, czy wygra Kamala Harris, czy Donald Trump. Mówi się, że jeżeli wygra Trump, to wycofa Stany Zjednoczone z Europy i z NATO, ale chodzi tu o przesadną narrację. Kamala Harris reprezentuje szkołę Wilsonian (od imienia Thomasa Woodrowa Wilsona, prezydenta USA w latach 1913-1921). Trump to z kolei adept szkoły Jacksonian (od Andrew Jacksona, prezydenta w latach 1829-1837). Ci pierwsi utrzymują, że Stany Zjednoczone mają moralny obowiązek rozpowszechniania na całym świecie wartości demokratycznych. Drudzy uważają z kolei, że USA nie powinny prowokować zewnętrznych konfliktów. Tak czy inaczej, jak zauważył historyk Walter Russel Mead, opinia Jacksonian jest zgodna z tym, co powiedział generał Douglas McArthur (1880-1964), zdaniem którego w przypadku wojny «nie ma alternatywy dla zwycięstwa».

Podczas swojej pierwszej kadencji prezydent Donald Trump sfotografował się w Gabinecie Owalnym z portretem prezydenta Jacksona. Jego pomniki znalazły się na celowniku aktywistów «woke», którzy oskarżali go o bycie rasistą i zwolennikiem niewolnictwa. Wspomniany Mead zwrócił uwagę na związek pomiędzy Trumpem a Jacksonem w eseju, który opublikował w 2017 roku na łamach „Foreign Affairs”. Tymczasem kandydat na wiceprezydenta, J. D. Vance, w wywiadzie udzielonym „New Statesman” 14 lutego 2024 roku zwrócił uwagę na „jacksonianizm” Trumpa, stwierdzając, że jest to «mieszanka skrajnego sceptycyzmu wobec interwencji zagranicznych, połączona z wyjątkowo agresywnym stanowiskiem w sytuacjach, w których dochodzi do interwencji». Stany Zjednoczone, stwierdził Mead, nie są w stanie prowadzić ważnej wojny międzynarodowej bez poparcia Jacksonian, a kiedy wojnę już rozpoczną – nie mogą jej zakończyć inaczej, niż na własnych warunkach.

Nie ma wątpliwości, że polityka zagraniczna Kamali Harris jest bardziej nastawiona na interwencjonizm. Jednak pomimo tendencji izolacjonistycznych kandydat Republikanów stawia sobie za priorytet interes narodowy Ameryki. Czy upadek NATO i przejście Europy pod dominację Rosji leży w interesie Waszyngtonu? Trump chce skoncentrować się na teatrze, który uważa za najbardziej niepokojący, to znaczy na Indo-Pacyfiku; jednak Europa konstytuuje fundament imperialnej potęgi amerykańskiej. Jeżeli Trump zostałby wybrany, będzie najpewniej naciskać na Europę, żeby zdobyła się na wysiłek ekonomiczny i militarny konieczny dla jej obrony, nie pozostawi jej jednak własnemu losowi.

Demokraci oskarżają Trumpa o to, że wspiera go Putin; jednak zasadniczym celem rosyjskiego dyktatora nie jest zwycięstwo Trumpa czy Harris, ale destabilizacja kontynentu amerykańskiego, która ułatwi mu program ekspansji w Europie wschodniej. Widmo wojny domowej lub choćby silnych napięć wewnętrznych jest w USA zawsze żywe. Nic dziwnego, że dla Putina scenariuszem preferencyjnym byłby upadek amerykańskiego imperium podobny do tego, co spotkało imperium rosyjskie w roku 1991.

Z drugiej strony prawdziwym wsparciem dla Putina nie jest Trump, ale ci wszyscy, którzy uważają, że wojna rosyjsko-ukraińska jest konsekwencją uprawnionej reakcji Kremla na amerykański imperializm. Jeżeli byłoby to prawdą, to Ameryka byłaby największym wrogiem Europy, jak zawsze twierdziła skrajna europejska lewica, zarówno przed jak i po upadku Związku Sowieckiego. Dla każdego człowieka obdarzonego zdrowym rozsądkiem jest jednak jasne, że ekonomiczna i wojskowa zależność Europy od Stanów Zjednoczonych jest mniejszym złem niż wasalizacja wobec Rosji – Rosji, która sama staje się państwem wasalnym wobec komunistycznych Chin.

Zgoda na mniejsze zło nie oznacza bynajmniej wyrzeczenia się większego dobra. Większe dobro nie ma nic wspólnego ani z amerykańskim liberalizmem ani z rosyjsko-chińskim despotyzmem. Nieodwołalnym ideałem jest «odnowienie wszystkich rzeczy w Chrystusie», to znaczy restauracja cywilizacji chrześcijańskiej, takiej, jaką Zachód znał w czasach średniowiecza – a przy tym doprowadzenie jej do jeszcze większej perfekcji.

Św. Pius X wskazał nam drogę: «Cywilizacji nie trzeba już odkrywać, ani budować nowego społeczeństwa w obłokach. Ona była i jest – to cywilizacja chrześcijańska i katolickie społeczeństwo. Chodzi jedynie o ich ustanowienie i nieustanne odnawianie na naturalnych i nadprzyrodzonych podwalinach, przeciwko ciągle odradzającym się atakom szkodliwych utopii, buntów i bezbożności: Omnia instaurare in Christo» (List Notre charge apostolique, 25 sierpnia 1910 roku).

Roberto de Mattei

Corrispondenza Romana

Pach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(63)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie