19 lipca 2024

W Ośrodku Praktyk Artystycznych Teatru Nie Teraz jest taki kawałek ściany, na którym zawiesiliśmy wizerunki osób, z którymi przyszło nam się spotkać, a które uważamy za Mistrzów tego, co i jak poprzez sztukę teatru robimy od ponad czterdziestu lat. Są tam osoby żyjące, ale również zmarłe. Każda z nich zasługuje na odrębną opowieść, ale dzisiaj, w pierwszą rocznicę śmierci Lecha Jęczmyka, chciałbym przywołać właśnie jego postać.

Zabierając się do tego tekstu, postanowiłem nie ulec pokusie pisania o kimś przywołując jego medale i osiągnięcia. Bo tak jak woda nie decyduje, że jesteśmy ludźmi, choć jest jej ponad 60% w ciele dorosłego, tak i człowieka nie stanowi jego wikipedyczny życiorys. Mnie, w całkiem licznych i rozłożonych na lata spotkaniach z bohaterem tego tekstu, ujęły specjalnie dwie rzeczy: układanie puzzli i powrót do Pana Boga, co sam Leszek nazywał „nawróceniem”.  

Wiem dobrze, że w psychologii istnieje tzw. efekt zwierciadła, czyli poszukiwania w innej osobie samego siebie. Również filozofia –  np. w traktacie „Timajos” samego Platona – definiuje zwierciadło,  jako medium „współdziałania wzajemnego ognia wewnętrznego i zewnętrznego, które się za każdym razem jednoczą około gładkości i wielorakim ulegają odbiciom”. Grecki myśliciel nie miał też wątpliwości, że „wszystkie tego rodzaju widziadła zjawiają się z konieczności”. Wystarczy więc teraz ustalić co moje ego ma wspólne z tysięcznymi fragmencikami któregoś z obrazów średniowiecznych mistrzów pędzla (takie układał Lech Jęczmyk), aby dowiedzieć się więcej o sobie. Druga rzecz w tym kontekście  wydaje mi się łatwiejsza do rozszyfrowania. „Wracanie do Boga” przegadaliśmy w nie jeden bardzo długi wieczór, zgadzając się, co do zasady, że w czas upadku cywilizacji europejskiej, o ciągu dalszym tutaj zadecydują religie tradycyjne, ortodoksyjne – katolicyzm i prawosławie. Oczywiście w swym kształcie sprzed Drugiego Soboru Watykańskiego, a na pewno sprzed upowszechnienia fałszywego liberalnego ekumenizmu.

Wesprzyj nas już teraz!

Te nocne rozmawiania z autorem „Nowego Średniowiecza” (tytuł zbiory felietonów z roku 2013) były niczym kolejne lekcje, pozwalające zrozumieć politykę tutejszą poprzez prawdziwą wiedzę o polityce tam, gdzie decydowały się przez całe dziesięciolecia losy naszego globu. Leszek posługiwał się biegle językami dwóch rywalizujących ze sobą mocarstw, ale jeszcze ważniejsze było to, że jako tłumacz literatury rosyjskiej i amerykańskiej (dodajmy: wybitny), rozumiał mentalność obu tych światów. Ci, którzy tak dzisiaj, jak i za iks lat zechcą odwoływać się do tego, co Jęczmyk politycznie napisał czy powiedział, nie mogą pominąć jego wiary. Bo według Leszka:

Ludzie, którzy nie wierzą w Boga, mogą sobie żyć na poziomie gadającego zwierzęcia. Ludzie, którzy usiłują bez Boga zrozumieć świat, historię, człowieka, są jak dziecko układające łamigłówkę (czyli w nowomowie puzel), które wie, że najważniejszy kawałek wpadł mu pod dywan. Frustracja i rozpacz murowane, przykro patrzeć (…) A szatan jest jak złośliwy wujek, który podkłada dziecku kawałek z innej układanki i mówi, że to się na pewno da ułożyć.

Jęczmyk niejeden raz gubił te „najważniejsze kawałki” i wie o czym mówi. Są trzy powody, które pozwoliły mu wrócić do Kościoła. Pierwszy – nazwijmy go tożsamościowym – to przekonanie, że polskość jest immanentnie związana z katolicyzmem. Drugi, to miłość towarzyszki życia, która – co sam opisał, jako „dobra i cierpliwa żona dała na siedem mszy za moją zaniedbaną duszę”.  No i powód najważniejszy – spotkanie z ks. Jerzym Popiełuszką, a później przekonanie, że ten kapłan poniósł śmierć również za jego „nawrócenie”. Wszystko to poukładało się w życiu Jęczmyka w treść, która uczyniła z niego Mistrza (prawdziwego, a nie tylko tego z maty judo); stworzyła człowieka, który wyszedł z burzy: Z braku własnych kłopotów troszczę się o świat, mój Kościół i moją Polskę. Ułożyłem nawet modlitwę: „Przenajświętsza Panno, nie pozwól kanaliom zniszczyć twojej i mojej Polski”. Te słowa przeczytamy w dowcipnie przemądrej autobiografii pt. „Światło i dźwięk”, którą kończy pozdrowienie: „Z Panem Bogiem”.

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(2)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie