„Ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmogącego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana jako nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną, i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć”.
Przywołałem główną sentencję dogmatu o „Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny”, ogłoszonego przez papieża Piusa IX w roku 1854. Ten dokument, o niezwykłym znaczeniu kulturowym, powstał w czasie rozpędzającej się pauperyzacji etyki i jego znaczenie jest z każdym rokiem istotniejsze. Diabelstwo, którym jesteśmy pętani sto pięćdziesiąt lat później, swój „marketing” opiera przede wszystkim na popędzie seksualnym, mówiąc prosto – na nieczystości. Nic więc dziwnego, że Matka Chrystusa – „gratia plena”, stoi ością w gardle piekłu całemu i wszelkim jego sługom. Oni nie mogą znieść tego, że ludzie mają przykład Gwiazdy Zarannej, „sine labe concepta”, który odciąga od zła, oświetla ciemności. Nie dziwmy się, że chcą to zbeszcześcić, zniszczyć.
Co w głowie ma Sydney Sweeney? Mądrale z jaczejki psychoanalityków wyjaśniają, że może chodzić o odreagowywanie jakiś traum z przeszłości. Ale tak to można rozgrzeszyć każdy samogwałt i każde samobójstwo. Inni twierdzą, że to chyba najzwyklejsza głupota młodej kobiety, której inteligencja nie dorasta do pięt jej ignorancji. Nie, to również wierutna bzdura. Równie dobrze moglibyśmy sprawcę śmiertelnej tragedii na drodze tłumaczyć jego nietrzeźwością. Tymczasem patoseksualizm to jeszcze gorszy nałóg niż nadmiar alkoholu. Eksponowanie własnego ciała, korzystanie z niego, aby stać się kimś znanym (celebrytą), to dużo dużo więcej niż trup na poboczu. Wystarczy zresztą zobaczyć teledysk Rolling Stones do piosenki „Angry” z udziałem Sweeney. Oj, brakłoby poboczy na ofiary wielomilionowej oglądalności.
Wesprzyj nas już teraz!
O co mi chodzi? O kino – najważniejszą ze sztuk, jak mawiał bolszewik Lenin. Gdybyż aktorka Sweeney tylko zagrała w filmie o tytule „Niepokalana”; gdybyż była tylko postacią, zakonnicą o imieniu Cecylia… Ale to również nie jest wytłumaczenie. Zgoda na taką kreację, to akceptacja bardzo konkretnego światopoglądu. Tutaj przecież nie chodzi o odcienie szarości czy niuanse interpretacyjne, jak u Moliera, Szekspira, Dostojewskiego czy Witkacego. Taka rola to oczywisty pakt ze złem. Sweeney przecież odkupiła ten od lat niezrealizowany scenariusz i postanowiła sfinansować jego produkcję z sobą w roli głównej. I jeszcze taki drobiazg – przedpremierowe pokazy w USA można było obejrzeć za jedyne 6,66 $ (sic!)
O tym, że coś takiego (film „Niepokalana”) istnieje i jest pokazywane ludziom (również w Polsce), dowiedziałem się już po francuskich igrzyskowych bachanaliach, które nie przestają generować emocji sponiewieranych tymi wydarzeniami chrześcijan i w ogóle ludzi dobrej woli. Niestety, te emocje pacyfikowane są w nic nie dających protestach, apelach i petycjach, a tymczasem „karawana” jak jechała tak jedzie, co dobitnie pokazuje apoteoza lucyferyzmu w uroczystości zakończenie Igrzysk. O tym – według mnie bezproduktywnym oburzaniu się – już pisałem, a więc nie to każe mi teraz zabrać głos. W szambie zwyrodniałego antyklerykalizmu, jakim się stał świat zachodni (łącznie z Paryżem), ten film jest taką ekspozycją Sodomy, że dla własnego bezpieczeństwa trzeba o tym wiedzieć.
Niech nikt nie oczekuje tutaj opisu przywołanego filmy. Obraz wygląda dużo gorzej niż można sobie wyobrazić. I naprawdę nie polecałbym tego sprawdzać. Złem łatwiej się zarazić niż chorobą weneryczną. Popremierowy bluźnierczy uśmiech amerykańskiej aktorki, ubranej w umazany na czerwono biały habit, uzupełnia jej refleksja na temat reakcji widowni na krew, mord i wszelkie draństwo: „To było świetne. Podczas naszej premiery ludzie wiwatowali, a ja pomyślałam sobie – ok”.
Bluźnierstwo zawsze jest efektem pychy, a u jego źródeł mamy nienawiść do wszystkiego, co święte. Bluźnierstwo charakteryzuje się wyśmiewaniem prawd wiary, całkowitym odrzuceniem Boga, kpiną z symboli religijnych i ich demonizowaniem. Przypomnijmy też, że bluźnierstwo przeciwko Bogu, a więc grzech szatański nie będzie odpuszczony, co czytamy u ewangelisty Mateusza. I jeszcze jedno: osoby, które dopuściły się tego grzechu, nie mają wyrzutów sumienia. Nie spodziewałbym się więc u Sydney Sweeney refleksji, że to, co czyni jest na bieżąco wykorzystywane politycznie i biznesowo, na przykład podczas lansowania ustawodawstwa dotyczącego „autonomii kobiet nad ich ciałami”, a co skutkuje światowym holokaustem dzieci poczętych.
O Maria, sine labe concepta, ora pro nobis, qui ad Te recurrimus et pro omnibus qui ad Te non recurrunt et praesertim pro massonibus et commendatis Tibi.
Tomasz A. Żak