Czy Państwo już zauważyli, że wokoło mamy za dużo akademickiego mądrzenia się, gdy chodzi o krytykę systemu, który chce nas zniszczyć? Te niekończące się opowieści o globalistycznym resecie. Te pełne przypisów o reformacji porównania papieża Franciszka do schizmatyka Lutra. Te nie mające końca dysputy o personaliach. I tak, godzina za godziną, internetowe głowy gadają do nas i analizują, jak to tracimy tożsamość. A w kraju tymczasem mamy – jedno za drugim – najważniejsze wydarzenia kulturalne końca letniej kanikuły.
Mówiąc o naszej kulturze, o jej tożsamości, warto uświadomić sobie, że wszyscy jesteśmy ze wsi. Że wśród narodów słowiańskich lud polski ma najstarsze tradycje rolnictwa, a z tym wiążą się zwyczaje i obrzędy, wśród których pewnie najistotniejszymi są uroczystości dożynkowe. Celnie, ale i pięknie literacko zdefiniowała to Maria Konopnicka w swoim eseju „Polskie ziemie. Krajobraz”. Pisząc o naszej Ojczyźnie i jej korelacji z ziemią (rozumianą jako pole uprawne), tak tegoż genezę przedstawiła: „Uczyniona jest macierz rodów polnych – Polska”.
Czy tylko dźwięki i słowa tworzą tę frazę: „rody polne – Polska”, czy to może jakaś legendowa interpretacja, czy jednak najcelniejszy opis tego czym i gdzie jesteśmy? – o to się nie sprzeczajmy. Jedno jest pewne, że począwszy od drugiej połowa sierpnia, mamy w Polsce czas „Dożynek”. Wciąż są, choć tej prawdziwej „polności”, czyli życia z roli, bycia rolnikiem, jest coraz mniej. A to „mniej” jest złowieszcze, gdyż chodzi nie tylko o kulturę narodową, ale jak najbardziej o naszą gospodarkę, o nasze być albo nie być w przyszłości. Z jednej strony politycy rozmydlają nas w dyrektywnym eurokołchozie, a z drugiej – niejako temu zaprzeczając – organizują „święto plonów”. Dysonans jest tylko pozorny, bo oni – liberalno-demokratyczni politycy – dobrze wiedzą, że wieś (nawet pozbawiona rolnych podstaw swej egzystencji), to wciąż potrzebny im elektorat, a dodatkowo (nawet w miastach) odwoływanie się do „tradycji przodków” jest w tym kontekście wciąż dobrze postrzegane.
Wesprzyj nas już teraz!
Z końcem XIX wieku, kiedy Polacy coraz mocniej (praktyczniej!) tęsknili za Niepodległością, w druku ukazała się „Księga rzeczy polskich” autorstwa Zygmunta Glogera, słynnego historyka i etnografa. W tym swoistym słowniku polskiej tożsamości jest oczywiście hasło „Dożynki”. Zacytujmy fragmenty:
„Nasza uroczystość dożynkowa posiada cechy pełne znaczenia. Wspaniały wieniec (…) jest symbolem plonów i koroną całorocznej pracy rolnika. Żniwiarze składają go gospodarzowi, aby ozdobił jego świetlicę i dał ziarna do pierwszej garści nowego posiewu (…) Gospodarz, oczekujący z rodziną przed progiem domu, przyjmuje wieniec (…) Następują podarki, przemowy, poczęstunki, muzyka i tańce przed domem gospodarza. W uczcie i zabawie bierze udział cała gromada ze starcami i dziećmi”.
Wygląda na to, że z początkiem XXI wieku Polakom Niepodległość jakby przestała być potrzebna, czego setnych przykładów nie brakuje. Wśród nich widzimy również zdeprecjonowane święto Dożynek. Amerykanizacja kultury wszelką obrzędowość pozbawia jej naturalnej duchowości, a ludowe zwyczaje przerabia na coraz bardziej estradowe show. W warstwie werbalnej wciąż słyszymy o „tradycji”, o „przodkach”, a nawet o „bezpieczeństwie żywnościowym”. W realu mamy prowadzony przez „animatorki” multikulturowy festyn z kebabem i sznapsem, gdzie nie wieniec dożynkowy jest podmiotem, ale „gwiazda wieczoru” oraz iluminacje świetlne. Okazyjną atrakcją dla dzieci stało się malowanie twarzy, warkoczyki lub tatuaże, a zamiast oberka uczestnicy tej imprezy słuchają na przykład muzyki shanty. Dodatkową egzotyczną atrakcją bywa teraz „symulator dojenia krowy”. To wszystko zwą w nowomowie: „Świętem Plonów i Jedności Społeczności”.
Tak, istnieją wyjątki od tej żałosnej reguły (dziękować Bogu, wciąż bardzo liczne!). Ale o tym raczej nigdzie w tzw. informacyjnym mainstreamie nie powiedzą. Te prawdziwie tradycyjne zachowania są tam traktowane jako wstydliwe ostańce ciemnogrodu. Nim dekonstrukcyjna oferta instytucji i samorządów, które polską kulturę okupują, zatruje kolejnych nieświadomych odbiorców, pamiętajmy, że ta „cywilizacja śmierci” jest tylko „na chwilę”; oni „się miną”, natomiast to, co nasze, pozostanie, jak Tatry. Musimy temu tylko odrobinę pomóc. Między innymi uczestnicząc, a nawet współtworząc prawdziwe Dożynki i rozumiejąc na nowo to dawne przesłanie: „Żywią i Bronią”.
Tomasz A. Żak